Leniwie otworzyłam jedno oko, po czym zamknęłam z powrotem. Po chwili otworzyłam oba oczy momentalnie mrużąc je kiedy dotarły do nich pierwsze jasne promienie słońca - zdziwiłam się; był koniec stycznia, Londyn i słońce? Coś tutaj nie pasowało, czyżby globalne ocieplenie dotarło do Londynu? Oby! Ziewnęłam głośno i przeciągle, jeżdżąc dłonią po gładkiej powierzchni dużego łóżka szukając telefonu. Wsunęłam rękę pod poduszkę i wyciągnęłam swojego białego iPhone'a, na którym było dziesięć nieodebranych połączeń od mamy i tyle samo sms'ów, każdy o podobnej treści "Kochanie, miałaś zadzwonić wieczorem. Co się dzieje? Dlaczego nie odbierasz? Odbierz, martwię się!", były też trzy nieodebrane połączenia od Alex'a i jeden sms "Śpioch... z Tobą to jest takie umawianie się na wieczory filmowe, pf." i mnóstwo powiadomień z Facebook'a o nieprzeczytanych wiadomościach. Podniosłam lekko głowę i zobaczyłam, że byłam w samej bieliźnie - a więc zasnęłam i musiałam twardo spać skoro nie słyszałam dzwoniącego non stop telefonu. Odczytałam wiadomości na Facebook'u i odpisałam zdawkowo na parę z nich, ponieważ nie byłam jeszcze na tyle "obudzona", żeby po kolei rozpisywać się na każdą jedną. Postanowiłam zadzwonić do mojej kochanej mamy, biedaczka pewnie cała osiwiała przez noc. Czasami zamartwianie się mojej mamy bywało irytujące, bo ona za bardzo chciałaby kontrolować mnie i David'a, wymagając od nas ciągłych telefonów, albo chociaż sms'ów, a wiadome jest to, że nie zawsze mieliśmy czas na kontakt z nią, albo zdarzało się tak sytuacja, że zasnęłam i nie słyszałam dźwięku - jak to się stało dzisiaj, a mama od razu miała w głowie same najczarniejsze scenariusze; przecież byliśmy już dorosłymi ludźmi, a ona wciąż traktowała nas jakbyśmy mięli po dziesięć lat. Mimo wszystko była najwspanialszą i najbardziej ciepłą osobą jaką znałam i kochałam ją najbardziej na świecie.
Westchnęłam cicho na samą myśl rozmowy z mamą, bo wiedziałam co mnie czeka i wyszukałam na liście odpowiedni kontakt, nacisnęłam zieloną słuchawkę, dałam na tryb głośno mówiący i po chwili usłyszałam pierwszy sygnał. Nie musiałam długo czekać, bo już po trzecim sygnale usłyszałam:
- Nicole, dziecko drogie, wreszcie! Nie spałam pół nocy. - wiedziałam. Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się sama do siebie, a w głowie miałam widok mojej mamy. Wiedziałam, że chodzi nerwowo po kuchni w swoim kremowym, puszystym szlafroku, włosy ma lekko związane do góry, a kiedy wypowiedziała pierwsze słowa marszczyła czoło i bawiła się, wystającymi z kucyka, kosmykami włosów. Tak, na pewno tak wyglądała. Zawsze rano tak wygląda. Mam nadzieję, że w wieku trzydziestu-sześciu lat będę tak samo piękna jak moja mama.
- Mamuś, przepraszam, bardzo przepraszam. Wróciłam do hotelu i zasnęłam. Spałam jak kamień dlatego nie byłam w stanie usłyszeć dzwoniącego telefonu. Wybaczysz mi?
- Wiesz jak się martwiłam? Nawet sobie tego nie wyobrażasz. Dzwoniłam do Alex'a, ale ciągle włączała się poczta głosowa. Już miałam w głowie okropne wizję...
- Oj mamo, Ty to jesteś wariatka, wiesz? Ale kocham Cię, bardzo, bardzo i tęsknię. - wiedziałam, że tymi słowami ją udobrucham i w końcu będę mogła opowiedzieć jej mój wczorajszy dzień.
- Dobrze Niki, ja Ciebie też, ale pamiętaj, że będę zawsze się o Ciebie martwić, jesteś moją małą córeczką. - westchnęłam dość wyraźnie, a mama widocznie zorientowała się, że już starczy - więc opowiadaj jak Ci minął wczorajszy dzień, kochanie. - w końcu!
- Całkiem miło. Byłam z Alex'em na obiedzie, później w salonie, gdzie Joe pokazał mi gotowe zdjęcia i powiem Ci, że jestem zawiedziona, bo ani trochę nie przypominam na nich siebie, za bardzo zostałam wyretuszowana, ale już nic nie da się zrobić, witryny są gotowe. - powiedziałam spokojnym głosem przewracają się na brzuch i podparłam na łokciach.
- Nie przejmuj się, skarbie. Możliwe, że przesadzasz, zawsze widzisz w efektach końcowych coś co Ci nie pasuje. Nie możesz się tak wszystkim przejmować, na pewno jest super.
- Dzisiaj zrobię i wyślę Ci zdjęcia to sama zobaczysz moją twarz na tych plakatach i gdybyś nie wiedziała, że jestem Twoją córką to na pewno nie poznałabyś mnie. Ale jak już jesteśmy przy zdjęciach to... mamooo... - przeciągnęłam i znowu położyłam się na plecach - mam zdjęcia z Harry'm!
- Jakim Harry'm?
- A takim jednym i tak nie będziesz wiedziała. - odpowiedziałam z rezygnacją w głosie. W sumie to nie dziwiłam się, że mama nie słyszała o One Direction, a tym bardziej o Harry'm, właśnie, jak on ma na nazwisko? No jak widać, ja też nie zbyt dużo wiedziałam na jego temat.
- No powiedz. - nalegała.
- To jest taki piosenkarz z takiego zespołu i oni wygrali kiedyś chyba jakiś program muzyczny czy coś, no nie wiem, do wczoraj mnie to nie interesowało. - zaśmiałam się kiedy złapałam się na tym, że powiedziałam "do wczoraj". Nie rozumiem o co mi chodzi, dlaczego jestem taka podekscytowana całą wczorajszą sytuacją, co się dzieje.
- Aha, więc mówisz, że to taki chłopak i taki zespół, aha... - mama zaczęła się śmiać, a ja razem z nią. Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Podniosłam się z wygodnego łóżka i poszłam otworzyć.
- Właśnie tak! Taki chłopak. - odparłam cały czas śmiejąc się z tego co powiedziałam wcześniej. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się gotowy do wyjścia Alex. - em, mamo, muszę kończyć, bo chyba o czymś zapomniałam. Alex jest ubrany tak jakbyśmy mięli gdzieś za chwilę wyjść, ups. - otworzyłam szerzej drzwi i jednym gestem ręki kazałam wejść mojemu menadżerowi do środka.
- Oj Niki, na pewno zapomniałaś! Dorośnij w końcu i zacznij niektóre sprawy traktować poważnie.
- Będę, ale jeszcze nie teraz. Mamo, kończę! Kocham Cię, pa! - powiedziałam jednym tchem i rozłączając się słyszałam tylko "Ja Ciebie też, pa!".
Spojrzałam pytającym wzrokiem na Alex'a, który siedział w fotelu z poważną miną i przyglądał mi się. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że jestem w samej bieliźnie, moje włosy są w kompletnym nieładzie, a moje idealne kreski na powiekach są całe rozmazane. Jednak nie wstydziłam się niczego przed Alex'em, bo przecież jest gejem, nie działają na niego w żaden sposób roznegliżowane kobiety, więc ufałam mu jak żadnemu innemu facetowi.
- Naprawdę nie wiesz, gdzie musimy być o 10:00? - Alex spojrzał na mnie znad okularów nadal mając grobową minę, a ja w odpowiedzi tylko pokiwałam głową. - w salonie! A Ty jesteś jeszcze, za przeproszeniem w dupie! - jak Alex tak się odzywa to znaczy, że jego nastrój jest beznadziejny.
- Przepraszam, zapomniałam?
- Jak zwykle! Zawsze o wszystkim zapominasz, cały czas trzeba za Ciebie myśleć i wszystkiego pilnować. Kiedy w końcu wydoroślejesz?! - słucham?! Co oni wszyscy mieli z tą dorosłością. Wiek to tylko liczba; to, że w sierpniu skończyłam dziewiętnaście lat nie czyniło mnie wcale dorosłą osobą, dalej miałam taki sam mózg, niektóre sprawy wciąż tak samo odbierałam, postrzegałam może trochę inaczej pewne aspekty mojego życia, ale to nie dlatego, że byłam "dorosła", po prostu do niektórych rzeczy "dojrzałam", więc pewnie do innych też dojrzeję, ale później. Ugh, teraz to się zdenerwowałam, ale nie miałam ochoty kłócić się z panem dorosłym, moja ignorancja pewnie jeszcze bardziej wyprowadziła go z równowagi, ale nie dbałam o to.
Podeszłam do swojej walizki, która stała jeszcze nierozpakowana pod oknem. Wyciągnęłam z niej kosmetyczkę i czystą bieliznę i po chwili zamknęłam się z tym wszystkim z łazience. Po piętnastu minutach słyszałam dobijającego się do drzwi Alex'a, który kazał mi się pospieszyć, jednak nie przejmowałam się nim ani trochę, odkręciłam mocniej wodę, żeby nie słyszeć tych jego jęków i kolejne piętnaście minut poświęciłam na umycie się. Po półgodzinie wyszłam z łazienki.
- Masz dwadzieścia minut.
- Ok. - odpowiedziałam krótko i zaczęłam suszyć swoje długie włosy.
Wysuszyłam je pozwalając im swobodnie opadać na ramiona, twarz jak zawsze - fluid, korektor, puder, róż do policzków i kreski czarnym eyelinerem na powiekach. Ubrałam ciemne, dżinsowe rurki, które idealnie podkreślały moje chude nogi, na stopy ubrałam czarne platformy na brązowym klocku od Jeffrey'a Campbell'a, na górę włożyłam luźny, szary sweter, na niego parkę w kolorze zgniłej zieleni, a szyję obwiązałam grubym szalikiem też w szarym kolorze. Czarna, duża torba i okulary przeciwsłoneczne na oczy - done!
Widząc, że jestem już gotowa do wyjścia, Alex podniósł się z miejsca i oboje wyszliśmy z mojego pokoju, udając się w stronę windy.
*
Nie musieliśmy wzywać taksówki, wystarczyło przejść na drugą stronę by znaleźć się na New Bond Street, gdzie był butik Burberry. Weszłam do środka i zobaczyłam mnóstwo krzątających się po pomieszczeniu ludzi. Wszyscy byli tak zapracowani i przejęci dzisiejszym otwarciem nowego salonu, że nawet nie zauważali osób, które wchodziły im w drogę. Mogłabym stanąć na przeciwko obojętnie której osoby, opowiadać jej o dziurze ozonowej, a ona i tak odpowiedziałaby "Tak, masz rację, to wspaniałe!", nikt na nikogo nie zwracał uwagi, każdy był skupiony tylko i wyłącznie na swojej pracy. Nie rozumiałam skąd ten stres, po co? Przecież to tylko otwarcie, na którym będzie mnóstwo znanych ludzi ze świata mody i jacyś celebryci, wielkie mi halo!
- No i jest, nasza gwiazda wieczoru! - z uśmiechem podeszła do mnie Megan i ucałowała mnie w policzek, zostawiając na nim ślad krwistoczerwonej szminki. Mimo wyraźnie widocznego zdenerwowania, była w znacznie lepszym humorze niż wczoraj kiedy razem oglądałyśmy sklepową witrynę. - zestresowana? Bo ja bardzo.
- Ani trochę! Czym mam się stresować? Przecież doskonale wiemy, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. - odpowiedziałam spokojnym głosem. - nie denerwuj się.
- Och, Nicole, ja nie wiem jak Ty możesz stać spokojnie i ze stoickim spokojem przyglądać się temu całemu zamieszaniu, skoro Ty dzisiaj jesteś tutaj najważniejsza i to na Ciebie każdy będzie patrzył. - usłyszałam za plecami męski głos. Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam również zestresowanego Joe'go.
- No przestańcie! - zaśmiałam się widząc tą bladą ze zdenerwowania parę ludzi. - oj, a czy to pierwszy raz będę w centrum uwagi? Nie. Nie mam z tym żadnego problemu, jestem odprężona i zrelaksowana. Spałam trzynaście godzin więc jest ok. - uśmiechnęłam się szeroko ukazując szereg moich śnieżnobiałych, prostych zębów.
- Dosyć tego gadania, musisz przymierzyć sukienki i przejść się parę razy po wybiegu w tych czternastocentymetrowych szpilach. - powiedział stanowczo Alex wymachując mi przed oczami parą bordowo-złotych szpilek.
Ściągnęłam okulary słoneczne i wrzuciłam je do torby. Udałam się z Alex'em na zaplecze, gdzie czekała na mnie główna projektantka - Nina. Tylko tam mogłam w spokoju się rozebrać i przymierzyć zestawy na dzisiejszy wieczór.
Po skończonych przymiarkach, ubrana już w swoje ciuchy, przeszłam się parę razy po niedużym wybiegu, który stał na środku butiku - pestka! - pomyślałam. Stanęłam na samym początku i z góry przyglądałam się wszystkim, pracującym ludziom, którzy dopinali wszystko na ostatni guzik.
Salon nie był duży, raczej średniej wielkości. Pod ścianami wieszaki z ciuchami, na środku niewielki wybieg, na którym miałam zaprezentować kilka zestawów z najnowszej kolekcji i gdzie Megan chciała mnie przedstawić obecnym, w okół wybiegu dwa rzędy krzeseł, dalej z boku stoły z jedzeniem, itd. Nie wyglądało to źle, chociaż mogłoby być lepiej.
W salonie spędziłam cztery godziny. Wychodząc z niego zauważyłam już pierwszych fotografów, którzy robili zdjęcia. Otwarcie nowego salonu na New Bond Street to spore wydarzenie i każdy szanujący się fotograf powinien tutaj być i robić zdjęcia by móc je później sprzedać odpowiednim gazetom za niezłą sumę pieniędzy. Uśmiechnęłam się parę razy machając w stronę fotografów i poszłam z Alex'em do Starbucks'a na kawę. Szliśmy w milczeniu.
- Co się stało? - w końcu postanowiłam przerwać tą niezręczną ciszę. Nienawidziałam czegoś takiego. Wychodziłam z założenia, że jeżeli się do kogoś miało jakiś żal, pretensje, powinno się od razu mówić to danej osobie żeby uniknąć zbędnych nieporozumień. Zawsze tak robiłam i tego samego oczekiwałam od innych. Szczerość to podstawa do dobrej relacji z drugim człowiekiem.
- Pokłóciłem się z Michael'em i to chyba koniec. - odpowiedział cicho, a ja momentalnie posmutniałam. Michael od roku był jego facetem. Niemiecki fotograf dla Vogue'a. Poznali się we Włoszech, podczas gdy Michael robił mi zdjęcia właśnie do Vogue'a.
- Kurde, to niedobrze. A tak go lubiłam.
- Haha, to miało być pocieszenie? Dzięki Niki. - Alex zaśmiał się, chociaż wiedziałam, że było mu ciężko śmiać się w takiej sytuacji. On naprawdę kochał Michael'a.
- Przepraszam, wiesz, że pocieszanie nie najlepiej mi wychodzi. - odparłam, a w moim głosie można było usłyszeć lekką skruchę. Weszłam do Starbucks'a i stanęłam w niedużej kolejce. - czemu się rozstaliście?
- Stwierdził, że związek na odległość nie ma sensu, a co za tym idzie, za mało czasu ze sobą spędzamy i zostawił mnie ot tak, przed telefon.
- E, aha... - zrobiłam zgorszoną minę i zamówiłam dwie Caramel Macchiato. - nie przejmuj się, widocznie nie był dla Ciebie. Może to i lepiej, znajdziesz sobie kogoś na miejscu. W sumie związki na odległość to beznadziejna sprawa, nie wiem czy chciałabym być w takim związku, ale raczej nie. Zdecydowanie nie!
- Mhm, poczekaj aż się zakochasz, a wtedy nic nie będzie miało znaczenia. Nie będzie się liczyło, że jesteś na drugim końcu świata, dzielą was tysiące kilometrów, strefa czasowa, czy coś innego. Wtedy nic nie będzie ważne, a wiesz dlaczego? - spojrzałam pytająco na mojego smutnego menadżera. - bo będziesz w nim tak bardzo zakochana, będzie bolała Cię jego nieobecność i będzie rozrywać Cię z tęsknoty za nim, a Ty nie będziesz nic innego robiła jak odliczała do dnia, w którym znowu poczujecie swoją bliskość i będziesz miała cały swój świat w rękach. - ze zdziwieniem przyglądałam się Alex'owi. Byłam w ogromnym szoku na te jego słowa.
- Co Ty mówisz? Oszalałeś chyba. Przecież to kompletna bzdura. Już nie wierzę w taką miłość.
- Dlaczego? Dlatego, że byłaś tylko raz zakochana i jakiś debil Cię zranił? Kochanie, jeszcze nie raz jakiś kretyn Cię zrani, a Ty jeszcze nie raz powiesz, że nie wierzysz w miłość, dopóki nie znajdziesz tego jedynego, dzięki któremu poznasz czym właśnie jest ta prawdziwa miłość. - nie odpowiedziałam nic, a Alex westchnął i wyszedł zaraz za mną z kawiarni.
*
Co chwila wyglądałam zza parawanu, który stał rozłożony zasłaniając drzwi do wejścia na zaplecze. Byłam tam z Niną, która pomagała mi się ubrać, Jimmy, który zrobił makijaż i fryzurę oraz Megan, która doglądała wszystkiego. W przeciwieństwie do całej ekipy nie czułam stresu ani zdenerwowania. Wychylając się lekko zza parawanu zdołałam zauważyć fotografów, siedzącą w pierwszym rzędzie śmietankę towarzyską, kilka gwiazd brytyjskich seriali, Kelly Osbourne wraz z mamą, Alexa'e Chung i kilku dziennikarzy. Wzruszyłam ramionami i wróciłam na zaplecze. Po niespełna godzinie wszystkie krzesła były zajęte, jednak już nie miałam czasu przyglądać się kto na nich siedział. Kilka poprawek i byłam gotowa do wyjścia na wybieg.
- Let's do it! - powiedziałam do wszystkich na zapleczu i chwilę później stałam już na wybiegu.
~ ze strony Harry'ego ~
Od dwudziestu minut stałem przy otwartej lodówce i czułem chłód wydobywający się z niej na mojej twarzy. Nie mogłem przestać myśleć o tej dziewczynie. Jej błękitne, duże oczy zakorzeniły się w mojej pamięci tak bardzo, że ciągle miałem je przed swoimi oczami. Od wczoraj siedziała w mojej głowie, a ja nie potrafiłem się na niczym skupić. Była taka śmieszna, kochana i taka zupełnie nieogarnięta. Pierwszy raz spotkałem taką dziewczynę. Ale nie powiem, było to miłe kilkunastominutowe spotkanie. Miałem nadzieję, że nie pierwsze i ostatnie. Chociaż właśnie tak mogło być. Londyn to duże miasto, a ona chyba była przyjezdna skoro szła do hotelu. No trudno. Smutno trochę, ale jakoś przeżyję.
Od dwudziestu minut tępo wpatrywałem się w wypełnioną jedzeniem po brzegi lodówkę, ale nie zwracałem uwagi na jej zawartość, właściwie nie wiem dlaczego stałem przed lodówką skoro nie czułem głodu. Potrząsnąłem głową i zamknąłem drzwi. Pokręciłem się chwilę po kuchni i poszedłem do swojej sypialni. Wchodząc do środka potknąłem się o ciężarki, które ni stąd ni zowąd znalazły się zaraz przy wejściu. "Harry, skup się!" - mówiłem do siebie w myślach. Wszedłem do garderoby, zapaliłem światło i zacząłem przeglądać ciuchy na dzisiejszy wieczór. Kompletnie nie wiedziałem co na siebie włożyć. Prawdę mówiąc nie miałem ochoty iść na otwarcie, gdybym nie obiecywał Kelly, że przyjdę na pewno dzisiejszy wieczór spędziłbym z Louis'em i El w domu przed telewizorem. Zazdroszczę im. Będą siedzieć i oglądać filmy, kiedy ja będę oglądał ciuchy. Naprawdę bardzo męskie zajęcie. Chciałem zadzwonić do Kelly i powiedzieć jej, że nie czuję się najlepiej, ale chwilę później stwierdziłem, że to nie jest dobry pomysł, nie wypadało kłamać ani łamać obietnic. Harry Styles nie rzucał słów na wiatr, o nie! Sam nie trawiłem kiedy ktoś coś obiecywał, a nagle zmieniał plany, więc dlaczego ja miałbym to robić? Byłbym wtedy hipokrytą. Dlatego pojawię się na otwarciu choćbym miał przyjść pod sam koniec, ubrany w worek na ziemniaki, bo zupełnie nie wiedziałem co ubrać. Może miałem za dużo ciuchów? Może. Gdybym miał jedną koszulkę byłoby po problemie.
Wziąłem długą, ciepłą kąpiel, po godzinie postanowiłem opuścić wannę. Wytarłem się i obwiązałem w pasie niebieskim ręcznikiem. Czułem jak pojedyncze krople wody spływają po moich plecach w dół, a na ciele powstaje gęsia skórka z powodu zmiany temperatury jaka była w łazience a jaka jest teraz w mojej sypialni. Wysuszyłem włosy, które teraz wyglądały jak u pudla - tragedia. Widząc swoje odbicie w lustrze i stan mojej głowy poszedłem po telefon i zadzwoniłem do Lou.
- Lou! Co robisz?!
- Możesz nie krzyczeć? Co się stało? - usłyszałem po drugiej stronie słuchawki zniesmaczoną Lou.
- Musisz przyjechać i mnie obciąć, nie wiem, cokolwiek. Wyglądam okropnie, a dzisiaj wieczorem muszę być na otwarciu butiku. Swoją drogą możesz iść ze mną. - powiedziałem jednym tchem patrząc w lustrze na swoje włosy.
- Dobra, uspokój się. Przyjadę za godzinę i coś poradzimy, a co do wieczornego wyjścia to dzięki wielkie, ale nie mam dzisiaj czasu.
- Ok, to przyjeżdżaj. - powiedziałem i rozłączyłem się.
Tak jak mówiła - przyjechała po godzinie ze swoim sprzętem. Co ja bym bez niej zrobił? Zapewne nic, musiałbym sam się uczesać, albo najprościej byłoby ubrać czapkę, ale chyba nie wypadało na taką okazję. Po kolejnej godzinie moje włosy wyglądały idealnie, jak zawsze kiedy zajmowała się nimi Lou. Uśmiechnąłem się szeroko na widok samego siebie w lustrze. Lou pokręciła głową śmiejąc się ze mnie. Ona była moją najlepszą fryzjerką i przyjaciółką w jednym. Zawsze towarzyszyła mi w trasie, na zakupach, wysłuchiwała moich żali, ale też znosiła moje głupie żarty i akceptowała mnie z moimi wszystkimi wadami, co prawda nie było ich zbyt wiele. Nie byłem idealny, ani nie czułem się lepszy od innych. To, że miałem pieniądze nie czyniło mnie lepszym człowiekiem od tego, kto miał ich mniej. Ludzie myśleli, że byłem zarozumiałym dupkiem i kobieciarzem, znali mnie tylko z gazet i na tej podstawie oceniali, a to bolało. Obserwowali każdy mój krok, wytykając nawet najmniejsze potknięcie. Może nie wyglądałem na takiego co przejmowałby się każdą złą opinią, ale było zupełnie inaczej. Przejmowałem się. Fakt, może nie każdą, ale większością opinii; dochodziły do mnie niemiłe plotki, które ludzie czytają i na ich podstawie mnie osądzają. Powinienem był się już przyzwyczaić do tego i ignorować takie zachowania, skoro byłem osobą publiczną, ale ciągle nie potrafiłem. Widocznie byłem jakiś inny. Całe szczęście, że miałem wokół siebie tylu wspaniałych ludzi, przyjaciół, którzy zawsze byli przy mnie w tych złych chwilach, nigdy bezpodstawnie nie osądzali mnie i starali się pomóc kiedy była taka potrzeba. Czasami chciałbym znowu wrócić do normalnego życia i prowadzić je tak jak to robią osiemnastolatki z mojego miasteczka, chodzić normalnie do szkoły, upić się i nie być na drugi dzień na pierwszych stronach plotkarskich portali społecznościowych, zabrać dziewczynę na pizzę, czy coś. Ale po takich myślach szybko dochodziłem do wniosku, że nie chciałbym się cofać i robić niczego innego. One Direction to było to co kocham, o co walczyłem i nie wyobrażałem sobie siebie na innym miejscu.
Lou pomogła mi się przygotować do wyjścia. Obejrzałem się kilka razy w dużym lustrze, które stało w garderobie - nie było źle! Miałem na sobie moje ulubione czarne rurki z dziurami na kolanach, brązową bluzkę w czarne cętki i czarny płaszcz. Ach, no i moje włosy były idealnie ułożone!
Wziąłem kluczyki od mojego Land Rover'a, iPhone'a, portfel i razem z Lou opuściliśmy mój dom.
*
Było przed dwudziestą kiedy dotarłem na New Bond Street. Zaparkowałem samochód niedaleko butiku i zacząłem iść szybkim krokiem, by uniknąć zbyt wielu paparazzi i fanów oblegających ulice obok salonu Burberry, jednak nie udało się. Co chwila flesze aparatów oślepiały moje oczy, a fanki podbiegały by zrobić sobie ze mną zdjęcia. Zgodziłem się na kilka zdjęć z fanami, a później czym prędzej poszedłem w stronę butiku. Przed wejściem roiło się od fotoreporterów, którzy chcieli zrobić jak najwięcej zdjęć, oraz przypadkowych przechodni, którzy próbowali wejść do środka. Dopchałem się do drzwi i w końcu wszedłem do salonu.
Od razu zobaczyłem Kelly, która machała do mnie i pokazywała, że trzyma specjalnie miejsce dla mnie. Bez zastanowienia poszedłem do niej i zająłem krzesło obok, rozglądając się dookoła i szukając znajomych twarzy. Gdzieś przez głowę przeszła mi jedna myśl "A może ona tutaj będzie?", jednak zaraz doszedłem do wniosku, że to niemożliwe. Z jakiej racji miałaby tutaj być?
~*~
Cześć wszystkim! Dziękuję za pierwsze komentarze pod wcześniejszym rozdziałem. Mam nadzieję, że będziecie mnie odwiedzać tutaj i czytać moje wypociny. Dużo dla mnie znaczy każdy jeden komentarz, bo każdy z osobna motywuje mnie do pisania. : ) Niby dla kogo miałabym pisać jak nie dla Was? Dla siebie to trochę bez sensu, także mam nadzieję, że będzie Was coraz więcej i będziecie mnie motywować. Hope so! :)
Przechodząc do dzisiejszego rozdziału to chyba mnie poniosło - jest za długi. Dlatego postanowiłam go rozdzielić i napisać w dwóch częściach. Druga część pojawi się dopiero po weekendzie, bo jutro wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do laptopa, jednak obiecuję, że w poniedziałek, pojawi się druga część.
Mam nadzieję, że się podobało. Buziaki. :*
Jej, ale czadowo! Świetnie ci wyszła postać Haryy'ego <3 Weny! :*
OdpowiedzUsuńNie nie nie...nie mów że rozdział jest za długi bo my koffamy dłuuuugaśne rozdziały.
OdpowiedzUsuńA tak do tematu.Bardzo podoba mi się twój styl pisania oraz to w jakim kierunku historia zaczyna sie rozwijać.
Sama pisze bloga ale uważam ze słabo mi idzie ale ok.
Jakbys chciała wpaść to zapraszam
Dont-Irritate-Justin.blogspot.com
Jak sama nazwa mówi jest o Bieberze co nie?
A wiec weny życzę i obiecuje że zostanę z tobą od prologu do epilogu (inaczej od początku do końca)
Do nn.
Dodaj jak najszybciej ^_^ ;**
Fajne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać otwarcia butiku. Jestem cholernie ciekawa co wyniknie ze spotkania Harrego i Nicole.
http://gangsterzyzprzypadku.blogspot.com/
Podoba mi się coraz bardziej!! <333 Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Jestem strasznie ciekawa rozwinięcia tej historii... Boskie opowiadanie!! ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny! I nie jest za długi on jest w sam raz ^^
OdpowiedzUsuńczekam na nn ;*
♦ http://psychiatric-destroy-me.blogspot.com/
mam nadzieję że wpadniesz :) możesz informować mnie tak o nowych rozdziałach :)
Ach, no i tak jak prosiłaś - u mnie pojawił się nowy rozdział! Zapraszam na you-giving-me-a-heart-attack.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebsten Awards :))
OdpowiedzUsuńhttp://ostatniechwile.blogspot.com/2013/12/liebsten-awards-again-no-wiec-dziekuje.html