piątek, 30 maja 2014

Chapter 17. Wrecking ball.

       Pierwszy raz, od miesiąca przespałem całą noc, bez koszmarów, nie budząc się, ani razu. Moja psychika, która jeszcze jakiś czas temu była na wykończeniu teraz zdawała się powoli regenerować. Starałem się wrócić do wcześniejszego stanu, w którym byłem zanim to wszystko się stało. Nicole przestała próbować się ze mną kontaktować już po paru dniach. I dobrze. Nie chciałem jej słuchać, ani tym bardziej widzieć. Nie mógłbym się na nią patrzeć. Każdego dnia próbowałem sobie wmawiać, że jej nienawidzę, że nie kocham i w dzień faktycznie udawało mi się oszukać samego siebie - nienawidziłem, ani nie czułem nic, ale w nocy... wtedy było najgorzej. Bolało mnie serce, a z oczu płynęły łzy. Nie mogłem znieść bólu rozrywającego moją klatkę piersiową. Nigdy nikt tak dotkliwie nie zranił mnie. Gdybym od początku wiedział jaka naprawdę była moja urocza Nicole nie wpakowałbym się w to gówno. Ale skąd mogłem wiedzieć? Byłem pewien, że chociaż w połowie nie przeżywała tego co ja, o ile w ogóle jakkolwiek wzruszyło ją nasze "rozstanie". Nie chciałem o niej więcej rozmyślać, musiałem wyrzucić ją z pamięci, i codziennie powtarzać sobie, że nie mogę się złamać, bo inaczej ta chora miłość wykończy mnie.
         No Harry, progres jest, dasz radę - powtarzałem w myślach siadając na łóżku. Przetarłem twarz dłońmi czując pod nimi wyraźny, kilkudniowy zarost i zerknąłem na zegarek, pokazywał trzynastą. Pora by w końcu wstać i się ogarnąć. Spojrzałem w lustro - nie wyglądałem najlepiej, chociaż moje oczy były mniej podkrążone niż ostatnio. Wziąłem dłuższy prysznic, ogoliłem się, bo z zarostem nie czułem się komfortowo, ubrałem swoje czarne spodnie z dziurami, a przez głowę przeciągnąłem zwykłą białą bluzkę na krótki rękaw. Na głowie zawiązałem sobie chustkę - moje włosy były już stanowczo za długie, a ja byłem zbyt leniwy, żeby je codziennie układać, albo zadzwonić po Lou i poprosić, by je odrobinę podcięła. Zresztą nawet pomysł z noszeniem chustki mi się podobał. Chodziłem po całej sypialni szukając prawego buta, ale w bałaganie, który miałem w garderobie, no i w pokoju, nie wspominając już o całym domu, niczego nie umiałem znaleźć. Schyliłem się i zajrzałem pod łóżko, po czym wygrzebałem brązowego buta. Założyłem moje ulubione sztyblety na stopy i upewniłem się, czy aby na pewno wszystko ze sobą zabrałem.


       Kiedy dojechałem na miejsce byłem spóźniony. Wyszedłem z samochodu i szybkim krokiem zmierzałem w kierunku ceglanego budynku. Chwyciłem za klamkę i otworzyłem białe drzwi wchodząc do środka. Z korytarza słychać było śmiechy chłopaków. Fajnie, że chociaż u nich było wszystko w porządku. Niby nie musiałem udawać przed przyjaciółmi, że się ogarnąłem, ale nie miałem zamiaru ich martwić i robić z siebie ofiary. Miałem dosyć tych samych pytań o moje samopoczucie. Nie ja jeden zostałem zraniony przez kobietę. Wziąłem głęboki oddech zanim przekroczyłem próg studia nagrań. Stanąłem w miejscu nie mogąc uwierzyć w to, że miał czelność się tutaj pojawić. Mój oddech przyspieszył, szczęka samoistnie się zacisnęła, a dłonie ułożyły się w pięści, kiedy zauważyłem Luke'a. Siedział na krześle na kolanach trzymając gitarę i wydawał się być zaskoczony moim przyjściem. 
         - Co on tutaj robi?! - syknąłem przez zęby patrząc na chłopaków, którzy byli widocznie zaskoczeni moją reakcją na kolegę. Nie powiedziałem im, że to właśnie z Luke'iem przespała się Nicole, ale gdy go zobaczyłem moje nerwy puściły i nie potrafiłem udawać.
         - No jak to co? Przecież za pół roku startujemy z nową trasą, a chłopaki mają być z nami. Co Ty, Harry, nie pamiętasz? - zwrócił uwagę Louis.
         - Nigdzie z nim nie jadę. Niech Paul załatwi inny support. - rzuciłem i zmierzyłem blondyna ostrym spojrzeniem. 
         - Stary, chodź pogadamy. - odezwał się Luke i odłożył gitarę na bok. Wstał rozkładając ręce na boki. Parsknąłem śmiechem kiwając głową. Co za typ. Jak w ogóle miał czelność przychodzić do naszego studia po wszystkim co mi zrobił? Nie miałem ochoty z nim dyskutować. 
         - Nie mamy o czym. Jesteś zwykłym kutasem. Nigdy nie sypia się z kobietą swojego kumpla, gnojku. - odparłem dosadnie przybliżając się do chłopaka i mierząc się z nim twarzą w twarz. Reszta towarzystwa przyglądała się naszej dwójce w milczeniu. 
         - Nie miałem pojęcia, że Nicole jest Twoją dziewczyną... 
         - Nie jest. - syknąłem przerywając mu tym samym i odwróciłem się plecami. Patrząc przed siebie, z zadartą głową, bez słowa wyszedłem z pomieszczenia. Czułem rosnącą w gardle gule i słone łzy próbujące wydostać się spod moich powiek. Wciąż bolało, tak samo mocno jak na początku. Nie spodziewałem się, że złamane serce potrzebuje tyle czasu, żeby się skleić. Przetarłem twarz dłońmi dochodząc do swojego samochodu. Siedząc na skórzanym fotelu za kierownicą poczułem wibrację w prawej kieszeni spodni. Wyciągnąłem iPhone'a ignorując połączenie od Louis'a, po chwili dostałem od niego wiadomości na które nie miałem zamiaru odpisywać, a przynajmniej nie teraz. Odrzuciłem telefon na siedzenie pasażera i już chciałem odpalać silnik, kiedy telefon ponownie zaczął wibrować. Widząc nieznany numer postanowiłem nie odbierać. Wyłączyłem wibrację i odjechałem spod budynku.


*
       
         Stałem oparty o blat kuchenny tępo wpatrując się w ekspres do kawy i czekałem aż skończy przygotowywać moją mocną kawę, która była mi niezbędna do dalszego funkcjonowania. Po powrocie do domu oddzwoniłem do Louis'a tłumacząc, że źle się czułem w towarzystwie Luke'a i że wyjaśnię mu wszystko jak się spotkamy. Zaproponował, że wpadnie dzisiaj, ale nie wyraziłem zbytnio chęci na jego wizytę wykręcając się głupotami i umówiłem się z nim na jutro. Wyciągnąłem kubek z gorącym napojem i zanurzyłem w nim swoje wargi. Właśnie tego było mi trzeba. Już chciałem zabrać telefon z blatu, gdy ten rozdzwonił się. Znowu nieznajomy numer, który od trzech godzin nieustannie się do mnie dobijał. Przekląłem pod nosem i w końcu odebrałem, mając zamiar rozmówić się z natrętem.
         - Halo?! - rzuciłem ostro, wolno wychodząc z kuchni.
         - Harry, w końcu! Tu Alex. - zdziwiłem się słysząc po drugiej stronie słuchawki menadżera Nicole.
         - Alex? Co się stało? - mój głos stał się spokojny wiedząc z kim mam do czynienia. Nic nie miałem do niego, wręcz przeciwnie - lubiłem go. Równy z niego facet.
         - Przepraszam, że zawracam Ci głowę, ale nie mam bladego pojęcia do kogo mógłbym się zwrócić w tej sprawie...
         - No mów, postaram się pomóc. - zapewniłem i usłyszałem westchnięcie.
         - Wiem co zaszło między Tobą a tą wariatką...
         - Alex, jeżeli masz zamiar namawiać mnie żebym z nią porozmawiał to nie licz na to. Nie chcę jej znać. - warknąłem opierając się bokiem o chłodną ścianę.
         - Nie, nie, chodzi o to, że od wczoraj nie ma kontaktu z Nicole. Nie pojawiła się w agencji, nikt nie może się do niej dodzwonić, a ja nie jestem w stanie wrócić z Mediolanu, by sprawdzić co się dzieje. Będę dopiero jutro wieczorem, a nie wytrzymam do tyle czasu nie wiedząc, czy z Niki wszystko w porządku.
         - Ok, a co ja mam z tym wspólnego?
         - Ona nie ma nikogo w Londynie prócz Ciebie, Harry. Mógłbyś...
         - Absolutnie nie! Nie pojadę do niej, nie ma mowy. - zaprzeczałem czując jak moje serce przyspiesza. Zdenerwowałem się.
         - Proszę Harry. A jak coś się jej stało? Proszę Cię, pojedź tam. To dla mnie bardzo ważne.
         - Dobra. Sprawdzę, czy żyje i wracam do siebie. Nawet nie będę z nią rozmawiać. - przewróciłem oczami i upiłem kolejne duże łyki kawy. Dlaczego nie potrafiłem być asertywny, tylko dałem się zmanipulować?
         - Nie musisz. Dziękuję. Daj znać jak tylko wyjdziesz od niej. Powodzenia.
         - Ta, dzięki. - westchnąłem i rozłączyłem się.
Odstawiłem kubek na stole i udałem się do garderoby. Wyciągnąłem czarne rurki i sprany, ciemny T-shirt. Wziąłem szybki prysznic, po czym ubrałem na siebie wcześniej przygotowane ciuchy. Zarzuciłem na wierzch bordową koszulę w kratę i zaczesałem do tyłu włosy. Będąc gotowy do wyjścia zerknąłem na moment w lustro, by przyjrzeć się temu hipokrycie w odbiciu; włączyłem alarm i zestresowany wyszedłem z domu.



*


        Już sam fakt, że nie reagowała kiedy dzwoniłem na domofon mnie zaniepokoił. Bałem się co zastanę w mieszkaniu. Okropne obrazy przewijały się przez moją głowę, gdy wchodziłem po schodach na górę. Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić z niej te wszystkie straszne wizję i spojrzałem na zegarek znajdujący się na nadgarstku. Było po dziewiętnastej. Czułem coraz większe zdenerwowanie zbliżając się do jej drzwi. Moje serce rosło, kiedy od mieszkania Nicole dzieliły mnie tylko trzy schody i drewniana płyta. Chwyciłem się poręczy i podciągnąłem stając przed dębowymi drzwiami. Podniosłem rękę układając dłoń w pięść, by móc zapukać, ale powstrzymałem się i odwróciłem na pięcie w zamiarze ucieczki. Po co ja tu przylazłem? - pytałem się w myślach, po czym przypomniałem sobie rozmowę z Alex'em i wróciłem pod drzwi. Robiłem to wyłącznie ze względu na jej menadżera, bo mnie o to poprosił. Kilka głębokich oddechów i wreszcie odważyłem się zapukać. Tak jak myślałem - nie otwierała. Z jednej strony ulżyło mi, że nie zastałem jej w domu, bo wtedy z czystym sumieniem mogłem sobie pójść, ale z drugiej - co jeśli była za drzwiami w złym stanie? Moja wyobraźnia przejęła nade mną kontrolę i nie pozwoliła odejść. Nacisnąłem na klamkę, która ku mojemu zdziwieniu ustąpiła. Pchnąłem lekko drzwi i zajrzałem do środka.
         - Nicole? - odezwałem się niepewnie wchodząc do mieszkania i zamykając za sobą dębowe drzwi. - Nicole, to nie jest śmieszne. Gdzie jesteś? - zero odzewu. Zajrzałem do dużego pokoju, a moje oczy szerzej się rozpostarły, widząc, że w pomieszczeniu panował totalny bałagan, a w oczy rzuciły mi się plastikowe woreczki z białym proszkiem porozrzucane po podłodze, a ich zawartość była rozsypana na szklanym stoliku i panelach. Przekląłem pod nosem wychodząc z pokoju. Co ta dziewczyna wyprawiała? Miałem nadzieję, że to co przed momentem zobaczyłem nie należało do Nicole. Nie było potrzeby zaglądać do innych pomieszczeń, kiedy zauważyłem delikatne światło padające przez mleczną szybę w łazience. Mój żołądek skurczył się, gdy podszedłem pod drzwi i nasłuchiwałem jakichkolwiek odgłosów - cisza. Zapukałem kilka razy i kiedy nie dostałem żadnej odpowiedzi wolno pociągnąłem za klamkę.
         - Nicole? Nicole! - nie wahając się podbiegłem do wanny, w której leżała brunetka, a ona nagle zniknęła pod mętną wodą. Przez chwilę patrzyłem jak leży pod nią, a jej ciemne włosy wypływają na powierzchnię. Miałem nadzieję, że i ona lada chwila wynurzy się, ale gdy się tak nie stało przerażony wlazłem do wanny i chwyciłem ją za ramiona wyciągając spod chłodnej wody. Poczułem ogromną ulgę kiedy dziewczyna wzięła głęboki oddech. - co robisz, wariatko?! - krzyczałem, a ona nic nie mówiąc patrzyła na mnie rozbieganymi, błękitnymi oczami. Przyciągnąłem do siebie jej chude, blade ciało zamykając je szczelnie w swoich ramionach. Jej mokre plecy dotykały mojego torsu, a ja opierając policzek o mokre włosy Nicole głaskałem jej ramiona. Nic nie mówiliśmy. Trwaliśmy przez dłuższy czas razem w wannie wypełnionej zimną wodą. Wydawało mi się, że Nicole płakała, ale nie chciałem tego sprawdzać. Nienawidziłem widoku jej łez, więc udawałem, że nie słyszę jak szlocha. Byłem tchórzem. Bałem się konfrontacji, chociaż wiedziałem, że prędzej czy później taka nastąpi. Odwróciła się w moją stronę, a jej włosy przykleiły się do piersi. Przetarła twarz dłońmi rozmazując jeszcze bardziej rozmazany już i tak makijaż. Zbliżyła się, a moje serce na moment przestało bić. Obserwowałem jak palce Nicole suną po moim policzku chcąc nie zwracać uwagi na jej łzy.
        - Przepraszam. - wyszeptała i ukazując swoje nagie ciało w całej okazałości zgrabnie wyszła z wanny. Obwiązała się ręcznikiem i opuściła łazienkę zostawiając mnie samego z myślami.
        Nabrałem wody w dłonie i obmyłem nimi twarz, by w ten sposób ogarnąć się jakoś. Po pięciu minutach również wyszedłem z wanny. Stanąłem na środku łazienki, a z moich ciuchów kapała woda. Odszukałem byle jaki ręcznik osuszając się nim, jednak na marne. Łącznie z butami wszystko miałem przemoczone.
        Szedłem przez przedpokój do wyjścia zostawiając za sobą mokre ślady. Nicole ubrana w białą koszulkę i bokserki stała oparta o framugę z rękami założonymi na piersi. Starałem się na nią nie patrzeć, ale to było silniejsze ode mnie. Wyglądała niewinnie, chociaż wcale taka nie była. Wilgotne włosy układały się w fale, które swobodnie opadały wzdłuż jej ramion, a jasna, nieskazitelna twarz, niepokryta była, ani gramem makijażu. Dlaczego nie mogłaby być takim aniołem zawsze?
         - Harry... - głos Nicole był delikatny. Przymknąłem powieki i ze spuszczoną głową zatrzymałem się przy niej. - zamierzasz wyjść w mokrych ciuchach? - zapytała jak gdyby nigdy nic. Myślałem, że zacznie mnie wypytywać o powód mojego przyjścia, albo będzie mnie zatrzymywać, a ona po prostu spytała, czy wracam do domu w mokrych ubraniach.
          - No. - burknąłem pod nosem i podszedłem do drzwi łapiąc za klamkę. Zanim nacisnąłem zerknąłem na dziewczynę czekając na chociażby jeden jej ruch. W głębi duszy chyba chciałem, żeby zaczęła płakać i zatrzymywać mnie zmiękczając tym moje serce, żebym został przy niej tłumacząc się przed samym sobą, że przecież nie mogłem zostawić jej w takim stanie, ale teraz, kiedy ona była zimna jak lód nie oczekiwałem już niczego.



~ ze strony Nicole ~


         Patrzyłam jak odchodzi, chociaż wcale tego nie chciałam. Nie zamknął za sobą drzwi i ja też ich nie zamknęłam, jakbym czekała, że może za chwilę wróci. Jego kroki cichły, gdy przemierzał kolejne piętra w dół. Nie mogłam pozwolić, by odszedł. Wybiegłam z mieszkania poślizgując się na mokrej podłodze i gdybym nie złapała się poręczy wywróciłabym się. Przeskakiwałam boso kolejne schody wołając za chłopakiem. Starałam omijać się mokre ślady na schodach, żeby z nich nie spaść.
         - Harry! Harry zaczekaj! - zawołałam wychodząc z klatki i widząc jak brunet zbliża się do swojego samochodu. - Harry! Proszę Cię, wróć! - przekrzykiwałam jeżdżące autobusy i samochody czując jak moje policzki zalewają się słonymi łzami. Stałam pod blokiem patrząc w stronę mężczyzny, który był dla mnie wszystkim, a ja z własnej winy to wszystko straciłam. Kiedy widziałam, że nic więcej nie wskóram odwróciłam się i wolnym krokiem, na bosaka szłam po chropowatej powierzchni chodnika w stronę drzwi od klatki. Dzwoniłam po kolei do sąsiadów, by któryś mi otworzył, kiedy nagle poczułam jak czyjaś dłoń oplata mój nadgarstek i przyciąga do siebie. Harry. Stał na wprost mnie. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo złapał moją twarz w dłonie i pocałował mnie w usta. Byłam w szoku. Od razu zawiesiłam ręce na jego ramionach splatając palce na jego karku i oddawałam pocałunek z taką samą tęsknotą jaką on miał w sobie. Moje serce od miesiąca nie biło takim tempem. Cudownie było poczuć znowu to uczucie, kiedy Harry był obok, dotykał mnie i całował. Znowu w moim żołądku szalało stado motyli, a nogi zrobiły się jak z waty i ciężko było na nich ustać. Czułam też jak moja twarz nabiera kolorów, które odeszły ode mnie, wraz z Harry'm. Tym pocałunkiem chłopak tknął we mnie na nowo życie. Jego jeden pocałunek rozbudził nadzieję na to, że może znów być dobrze... z nim. Delikatnie odkleił swoje usta od moich wciąż trzymając moją twarz w swoich dużych dłoniach i przyglądał mi się uważnie. Wpatrywałam się w bruneta i w jego zielone tęczówki - tęskniłam za tym. Twarz Harry'ego nadal była poważna. Oddychałam szybciej mając rozchylone usta. Nie obchodził mnie otaczający nas świat. Liczył się tylko Harry. Zawiał mocny wiatr, a ja poczułam na nosie pierwszą kroplę deszczu, zaraz kolejną i jeszcze jedną, aż w końcu rozpadało się na dobre. Nie przejmowałam się ogromnym grzmotem, który przestraszył dzieci czekające na autobus na przystanku.
         - Kocham Cię. - powiedziałam cicho.
         - Hm? - dopytał Harry nachylając się nade mną.
         - Kocham Cię. - odpowiedziałam, a w tym samym momencie znowu głośno zagrzmiało. Zrezygnowana przewróciłam oczami, widząc jak chłopak kręci głową dając do zrozumienia, że nie usłyszał. Może to jakiś znak? Może nie powinnam wyznawać mu miłości? Mówiłam w myślach, ale moja podświadomość zaprzeczała tym pytaniom. Przecież go kocham. Inaczej nie cierpiałabym po tym jak odszedł, nie przejmowałabym się, że go zdradziłam, nie czułabym wyrzutów sumienia, gdybym go nie kochała, nie odczuwałabym tych zawrotów głowy, kiedy mnie całował, mój żołądek nie kurczyłby się, ani nie szumiałoby mi w uszach, kiedy mnie dotykał. Nigdy nikt, nie wywoływał u mnie takich emocji, nawet Martin, którego wydawało mi się, że darzyłam go silnym uczuciem miłości. - Harry, kocham Cię! - krzyknęłam równo z piorunem. - słyszysz?! KOCHAM. - chłopak nic nie mówił. Patrzył na mnie jak na zjawisko, a ja nagle poczułam jak zrzucam z siebie ogromny ciężar przyznając się przed samą sobą, jak i przed nim, że się zakochałam. - wszystko ok? - zapytałam z troską, a on pokiwał głową.
          - Nie Nicole, nie jest ok. Nie kochasz mnie.
          - Co? - tym razem to ja spojrzałam na niego jak na idiotę. - kocham. Nie możesz mówić mi co czuję. To nielogiczne.
          - Gdybyś mnie kochała... - westchnął i odwrócił głowę w drugą stronę patrząc na jezdnię. Wiedziałam co chciał powiedzieć. Gdybym go kochała nie zdradziłabym go.
          - Tak, ale w tamtym momencie, kiedy to robiłam nie myślałam o konsekwencjach, ani nie byłam pewna swoich uczuć. - mówiłam. - dobrze wiesz, że bałam się miłości... zresztą nadal się jej boję, ale teraz kiedy jestem pewna co czuję, nie popełnię tego błędu. Chcę być najlepsza, jedyna, dla Ciebie. Rozumiesz? Chcę Ci dawać szczęście i wszystko na co zasługujesz. Chcę zaryzykować, bo nie potrafię żyć bez Ciebie, Harry... - tłumaczyłam spoglądając w emeraldowe tęczówki chłopaka i czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Ciężkie krople deszczu spadały z gęstych, szarych chmur na jego kasztanowe loki, które z każdą jedną kroplą opadały, ciemna koszulka przylgnęła do idealnie wyrzeźbionego ciała Harry'ego uwydatniając wyraźnie zaznaczone mięśnie. Mój piękny. Zmarszczył czoło i pociągnął nosem.
           - Nie chcę żebyś zmokła. Chodźmy do domu. - spokojnym głosem przełamał ciszę panującą między nami i podniósł mnie z zimnego chodnika. Złapałam się mocno jego szyi i pozwoliłam się wnieść na ostatnie piętro, gdzie znajdowało się moje mieszkanie.



*


        Burza rozszalała się na dobre. Weszłam do sypialni trzymając dwa kubki gorącej czekolady, jeden odstawiłam na szafkę stojącą obok materaca, po czym usiadłam na nim w obu dłoniach trzymając duży, różowy kubek w serduszka. Upiłam słodki płyn i niepewnie popatrzyłam na chłopaka, który ręcznikiem wycierał swoje kasztanowe włosy. Od momentu, w którym przyszliśmy do domu nie poruszył tematu mojego wyznania, w sumie nie poruszył żadnego tematu i znowu zachowywał się jak zawsze - w obliczu problemu po prostu od niego uciekał udając, że nic się nie stało i ignorował go, a ja naprawdę chciałam z nim porozmawiać i wyjaśnić wszystko, wiedzieć na czym stoję i na czym miałaby opierać się nasza relacja, o ile w ogóle nadal chciałby mieć we mnie... no właśnie, kogo? Ugh, jaki on był trudny. 
          - Czemu jeszcze nie kupiłaś łóżka? - zapytał siadając obok mnie. Podniósł kubek z czekoladą i wpatrywał się w ścianę na przeciwko. Naprawdę będziemy rozmawiać o tym, że nie mam jeszcze łóżka? - pomyślałam zniesmaczona, ale postanowiłam, że odpowiem.
          - Nie wiem. Może po prostu nie chcę? Mam za dużo wspomnień związanych z tym materacem. - zaśmiałam się kątem oka zerkając na chłopaka. 
          - Yhym. - wzruszył ramionami i zorientowałam się jak zabrzmiała moja wypowiedź. W myślach walnęłam się w głowę. 
          - To znaczy, no wiesz... pamiętasz jak my... tutaj, ech, nieważne. - machnęłam ręką na swoje żałosne tłumaczenie i nie próbowałam już więcej mówić na ten temat. 
          - Mogę się o coś zapytać? - odwrócił się w moją stronę przeszywając mnie wzrokiem. Zdenerwowana jego podejrzliwym spojrzeniem przełknęłam ślinę i przygryzłam wargi. Kiwnęłam potakująco głową. - czy Ty coś bierzesz? - moje oczy szerzej się otworzyły słysząc pytanie Harry'ego, a usta ułożyły się w kształcie litery "o". 
          - Chyba nie wiem o co Ci chodzi. - powiedziałam prawdę i odłożyłam kubek na bok. Na twarzy chłopaka pojawił się dziwny uśmiech. 
          - Chodź. - wstał z miejsca patrząc na mnie z góry. Zdziwiona zrobiłam to samo co on i podążyłam za nim do dużego pokoju. Skrzywiłam się wiedząc dokąd mnie prowadził. Zapomniałam posprzątać. Nie spodziewałam się żadnych gości, a już na pewno nie Harry'ego. Moje dłonie zaczęły się pocić, a serce szybciej bić. Duża gula uformowała się w moim gardle pod wpływem stresu, gdy wysoki brunet przekroczył próg pokoju stołowego, a moim oczom ukazał się spory bałagan w roli głównej z moją kokainą i innymi używkami zaczynając od pudełek po papierosach, przechodząc przez butelki po alkoholu, kończąc na cięższych używkach. Przyłożyłam dłoń do twarzy pocierając policzek. Spuściłam wzrok na dół jak małe dziecko, które zostało przyłapane na zbiciu ulubionego wazonu mamy.
         - I? Co masz mi do powiedzenia? - zapytał surowym tonem. - to Twoje?
         - Po części. - jęknęłam wbijając wzrok w swoje stopy. 
         - Hm... dobrze, że się chociaż przyznajesz, a nie próbujesz wykręcać się głupimi wymówkami. - odparł. - a gdzie Twoja nowa przyjaciółka? Wróci dzisiaj? Nie chciałbym jej zastać dopóki tutaj jestem.
         - Alexis? Och, Alexis półtora tygodnia temu wróciła do Nowego Jorku. - odpowiedziałam. Musiała wracać, bo groziło jej zostanie na drugi rok w tej samej klasie, poza tym matka nalegała na jej powrót, bo w domu źle się działo. Martwiłam się o dziewczynę i przez kilka dni od powrotu Lex do Stanów utrzymywałam z nią intensywny kontakt, ale jak zatraciłam się w sobie zaczynając użalać się nad sobą i poświęcając dnie na ćpanie - kontakt zmalał do zera. Teraz czułam się głupio nie wiedząc co słychać u Alexis. - Harry... - zaczęłam łamiącym się głosem i stanęłam niedaleko chłopaka. - czy możemy wrócić do nas? - brunet gwałtownie odwrócił się w moją stronę potrząsając przy tym swoimi wilgotnymi włosami.
          - Do nas? - uniósł w górę jedną brew patrząc wyczekująco.
          - No w sensie... em, wiesz. - mówiłam bawiąc się nerwowo palcami. - myślisz, że kłamię mówiąc, że Cię kocham? - wydusiłam w końcu z siebie podnosząc wzrok na oniemiałą twarz Harry'ego. Zatrzepotał długimi rzęsami parę razy, po czym przeciągnął dłonią po swoich ciemnych włosach.
          - Wiesz, Nicole... - westchnął robiąc krok do przodu w moim kierunku. - muszę wszystko sobie poukładać, przemyśleć. Zresztą nie wiem co mam sądzić o tym. - wskazał ręką na bałagan w pokoju, a raczej na przykuwające uwagę narkotyki. - jak dla mnie tego jest za dużo na jeden wieczór. Nie chcę się znowu angażować i pakować w związek, który nie ma przyszłości. - zabolało. Przygryzłam mocno usta, by zahamować łzy piekące powieki. Spuściłam głowę w dół pozwalając moim włosom opadać wzdłuż ciała. Poczułam jego ciepłe dłonie na swoich odkrytych ramionach, które lekko ściskały moją chłodną skórę. Byliśmy przeciwieństwami. Harry był dobry, to ja robiłam tutaj za tą złą i w rzeczywistości tak było. To ja spowodowałam to całe zamieszanie w jego życiu - gdybym się nie pojawiła nie cierpiałby. Winiłam siebie za ból, który sprawiłam Harry'emu swoimi zdradami i egoistycznym zachowaniem. Wiedziałam, że on nigdy by tak nie postąpił i świadomie nie skrzywdziłby mnie, a ja? Ja byłam bezwzględna, ale szczerze pragnęłam dać Harry'emu szczęście, chociaż spróbować być namiastką dobra dla niego.
          - Gdybyś tylko dał mi szansę... - odezwałam się unosząc głowę i wyprostowałam się będąc prawie równa z chłopakiem. - udowodniłabym Ci jak bardzo Cię kocham. Musiałbyś mi tylko zaufać...
          - Właśnie. To będzie najtrudniejsze. - powiedział zatapiając głębie swoich zielonych tęczówek w moich oczach. - pójdę już. Dobranoc. - wrócił do sypialni ściągając z suszarki swoje ciuchy, które zapewne wyschły. Stałam na przedpokoju w milczeniu przyglądając się jak zakłada buty, a później bez słowa opuszcza moje mieszkanie. Tym razem zamknął za sobą drzwi, a ja już nie biegłam za nim. Tak jak chciał - dałam mu czas na zastanowienie się czego on teraz chce, bo właśnie on był w tym momencie najważniejszy i dla mnie liczyło się tylko jego szczęście. Gdyby chciał, żebym odeszła - zrobiłabym to bez wahania, jeżeli wiedziałabym, że beze mnie będzie mu lepiej. I tak byłam wdzięczna Harry'emu, że został ze mną przez chwilę i przywrócił mi resztki życia.



 Nigdy wcześniej nie uderzyłam tak mocno w miłość.



~*~

Hejoooo! ;-) Co tam, misie? Już niedługo koniec szkoły, cieszycie się?! Myślę, że tak. Sorki, że tak późno rozdział, ale właśnie w takich mniej więcej odstępach czasowych będą się pojawiać, bo mam niezły zapieprz. Oczywiście jak tylko będę miała jakąś dłuższą chwilę to będę poświęcać ją pisaniu. 
Buźka! ;-*

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Chapter 16. Insomnia.

      Kolejna kreska wylądowała na szklanej powierzchni niskiego stolika stojącego na środku dużego pokoju. Nachyliłam się dotykając prawie czubkiem nosa zimnego szkła, zatkałam dwoma palcami lewą dziurkę i prawą mocno wciągnęłam biały proszek. Podniosłam głowę wierzchem dłoni wycierając nos, mokrymi opuszkami palców pozbierałam pozostałości kokainy i oblizałam je - taki dobry towar nie mógł się zmarnować. Szklany stolik znowu był czysty. Uśmiechnęłam się do Alexis leżącej na podłodze i na kolanach przyczołgałam się do niej. Kolorowe lampki wiszące na ścianie oświetlały pomieszczenie. Położyłam się obok Lex na plecach i przymknęłam powieki. Narkotyk wypełniał każdy zakamarek mojego ciała, sprawiając uczucie błogości. Rozpływał się we mnie, a ja wprawiałam się w coraz lepszy nastrój. Jedyne co mi przeszkadzało to to okropne huczenie w uszach na samym początku, które całe szczęście nie trwało długo. Parę sekund i po wszystkim. Później przychodził mój upragniony stan. Otworzyłam oczy czując na sobie wzrok dziewczyny i odwróciłam głowę w jej stronę. Ogromne źrenice Alexis obserwowały moją twarz. Końcem języka zwilżyła swoje pełne, malinowe usta, po czym odszukała moją dłoń i splotła razem nasze palce. Nie protestowałam. Westchnęłam przyglądając się białemu sufitowi, na którym teraz odbijały się różnokolorowe cienie. Zatraciłam się w swoim świecie myśląc tylko o jednym.
      - Przestań. - usłyszałam zachrypnięty głos brunetki. 
      - Co? - zapytałam nie odrywając oczu od kolorowych cieni. 
      - Nie myśl o nim, kiedy jesteś ze mną. 
      - Nie myślę. - skłamałam. Oczywiście, że myślałam. Trochę za nim tęskniłam, a może więcej niż trochę? Zdecydowanie. Tęskniłam za Harry'm jak nigdy za nikim innym. Tydzień. Właśnie tyle minęło odkąd przestał się odzywać. 


FLSHBACK.

      Weszłam do sypialni w czarnej bieliźnie w ręku trzymając różową suszarkę do włosów. Na mój widok na ustach Harry'ego pojawił się szeroki uśmiech. Pokręcił głową widząc przedmiot w mojej ręce.
      - Czy Ty wszystko masz różowe, kochanie? - zapytał śmiejąc się. Słysząc komentarz posłałam mu tylko surowe spojrzenie, na co on uniósł ręce w obronnym geście i spoważniał, chociaż wiedziałam, że w duszy śmiał się ze mnie. Podła istota. 
Usiadłam na podłodze przed podłużnym, stojącym lustrem. Włożyłam wtyczkę do gniazdka i włączyłam suszarkę. Przeczesałam mokre włosy palcami zaczynając je suszyć. Co jakiś czas zerkałam na odbijającego się w lustrzanej powłoce chłopaka uśmiechając się pod nosem. Obracał iPhone'a między palcami będąc widocznie znudzonym.
     - Ej! - wyciągnęłam rękę, w której trzymałam suszarkę i skierowałam ją na niego owiewając ciepłym powietrzem. Odruchowo odchylił się w tył wymachując przed sobą rękoma. Zaśmiałam się głośno wracając do poprzedniego zajęcia. Podskoczyłam w miejscu czując jak silna ręka Harry'ego obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. - Harry! - był głuchy na moje wołanie. Wyrwał mi suszarkę z dłoni wyłączając ją. - mam mokre włosy. - udałam oburzoną i odwracałam wzrok, by na niego nie patrzeć.
     - Dobra. - fuknął, po czym uruchomił ponownie urządzenie i odsuwając się nieco ode mnie zaczął suszyć moje włosy. Zmarszczyłam brwi robiąc zdziwioną minę, gdy widziałam co wyprawia chłopak. Wzruszyłam ramionami i usiadłam wygodnie między jego nogami czekając, aż skończy zajmować się moimi włosami. Był uroczy, kiedy skupiał się nad kolejnymi, długimi pasmami mokrych włosów starając się je dokładnie osuszyć, a ja byłam najszczęśliwszą dziewczyną, bo miałam świadomość, że cudowny chłopak był tylko i wyłącznie mój. Kiedy stwierdził, że moje włosy są całkowicie suche, odłączył urządzenie od prądu i cmoknął moje ramię. 
      - Dziękuję. - powiedziałam słodkim głosem odwracając się twarzą do Harry'ego. Zawiesiłam ręce na jego ramionach wpatrując się w jego chłopięca buzię. - ech, co ja bym bez Pana zrobiła, Panie Styles?
      - No nie wiem, nie wiem. Prawdopodobnie nadal siedziałabyś przed lustrem i suszyła swoje piękne, długie włosy, księżniczko. - moje usta automatycznie ułożyły się w kształcie "O" słysząc tą pewność w jego głosie, a on wyszczerzył się ukazując rząd swoich śnieżnobiałych, prostych zębów.
       - Jesteś niemożliwy. - westchnęłam i podpierając się o jego ramię podniosłam z podłogi. 



*

       Popijałam drinka i rozmawiałam z Liam'em, który był lekko wstawiony. Impreza w Funky Buddha była jego ulubioną. Pierwszy raz byłam w tym klubie, a z wcześniejszych opowieści Harry'ego wywnioskowałam, że nie było za ciekawie i myślałam, że będzie znacznie gorzej, ale jak się okazało - było zupełnie odwrotnie. Muzyka do której każdy potrafił się jako tako ruszać i która większości spasowała wydobywała się z wielkich głośników. Harry siedział po przeciwnej stronie stolika i od niechcenia kiwał się na boki będąc widocznie niezadowolony z imprezy, Zayn i Perrie dawno ulotnili się do domu, wiadomo w jakim celu, a Louis mówiąc, że idzie gdzieś "dosłownie na chwilkę" jeszcze nie wrócił, chociaż minęło dobre pół godziny. Zerkałam co jakiś czas na Lokersa, który od paru minut pisał na iPhone i nie zwracał uwagi na otaczający go świat. Wkurzyłam się nieco, bo zamiast zajmować się mną, on wybrał swoje towarzystwo i telefon. Nienawidziłam siedzieć w loży, kiedy wszyscy dookoła tańczą. Popatrzyłam na Liam'a chcąc go wyciągnąć na parkiet, ale szybko zrezygnowałam widząc w jakim był stanie - prawie leżał na jasnej, skórzanej sofie z głową opartą o zagłówek i z lekko rozchylonymi, różowymi wargami, a oczy chłopaka były na wpół zamknięte - kiepski imprezowicz - pokręciłam głową podnosząc się z kanapy. Podeszłam do bruneta stając między jego nogami, na co on zadarł głowę do góry i uśmiechnął się cwanie. Wplotłam palce w gęstą czuprynę i nachylając się, złożyłam krótki pocałunek na jego ustach. 
      - O, lubię tą piosenkę! Chodźmy zatańczyć! - klasnęłam w dłonie słysząc pierwsze dźwięki piosenki i pociągnęłam Harry'ego za ręce. Marudził coś pod nosem, kiedy siłą prowadziłam go na parkiet. Wepchałam się między ciemnoskórą, ważącą co najmniej o dziesięć kilogramów za dużo, niską dziewczynę i jej domniemanego chłopaka muzułmanina. Ich czarne oczy zlustrowały mnie, gdy popchnęłam niższego ode mnie kolesia, by zrobić sobie miejsce, chciał się odezwać, ale szybko spotkał się z moim chłodnym spojrzeniem i niezbyt przyjemnym wyrazem twarzy. Odwrócił się plecami i odszedł ze swoją partnerką. 
       - Co to było? - zapytał brunet patrząc uważnie na mnie. 
       - Co? - wzruszyłam ramionami i zaczęłam poruszać się w rytm muzyki.
       - Dlaczego ich tak potraktowałaś? - ciągnął. Przewróciłam oczami poprawiając włosy do tyłu.
       - A gdzie miałam tańczyć? 
       - Ale tak się nie robi, Nicole. To nie było miłe. - powiedział poważnym tonem wlepiając swoje zielone ślepia w moją twarz. Zachowywał się jak mój ojciec karcąc mnie za złe zachowanie. Nie lubiłam, gdy ktoś mi się stawiał i strofował. 
      - Chciałam tańczyć w tym miejscu, więc tańczę, czyli uzyskałam zamierzony efekt, z którego jestem zadowolona. - odparłam niewzruszona kładąc ręce na ramionach chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego słodko potrząsając jego ciałem. - przestań. Tańcz. 
       - Nie mam ochoty. - fuknął. Stał jak kołek, kiedy ja kręciłam się wkoło niego jak idiotka.
Muzyka taka fajna, a on stoi, kretyn. - idę usiąść. - odparł odgarniając moje włosy z twarzy.
      - No Harry. - posmutniałam, tak bardzo chciałam z nim być w tę noc, zabawić się, pośmiać, a on pokazywał swoje fochy. Ok, może trochę go zniechęciłam swoim wcześniejszym zachowaniem, ale ja właśnie taka byłam, a skoro mnie kochał, powinien akceptować moje wady i tego typu zachowania, bo ja nie zamierzałam się zmieniać, dla nikogo. Złapałam bruneta za rękę chcąc go zatrzymać przy sobie. Pokiwał przecząco głową i powoli zaczął przeciskać się między tańczącymi ludźmi. Dłoń Harry'ego wyślizgnęła się z mojej, a on zniknął za postawnym mężczyzną. Zostałam sama wśród napalonych par, na których widok brało mnie na wymioty. Całowali się i obściskiwali, jakby mieli za chwilę zacząć uprawiać grupową orgię, do której nie chciałam dołączyć. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym i odwróciłam się gwałtownie czując czyjeś ręce wokół mojej talii. 
       - Boże, Alexis! Wystraszyłaś mnie. - odetchnęłam z ulgą widząc uśmiechniętą czarnowłosą. - gdzie byłaś tak długo? 
       - Nie uwierzysz! - odparła podekscytowana. - poznałam super kolesi! Chodź, zapoznam Cię z nimi. - jej czarne oczy świeciły, gdy o nich mówiła. Zaśmiałam się kręcąc z niedowierzania głową. Czyżby moja mała Lex znalazła sobie faceta? Cieszyłabym się, gdyby tak faktycznie było. 
      Wyszłyśmy na zewnątrz. Ciepłe powietrze owiało moje gołe ramiona rozwiewając włosy do tyłu. Na dworze stało pełno nietrzeźwych ludzi.
       - Są tam! - zadowolona Alexis wskazała na dwóch chłopaków stojących pod drzewem obok ulicy. Palili i zawzięcie o czymś dyskutowali. Wyprostowałam się krocząc wolno przy dziewczynie.
Gdy byłyśmy już coraz bliżej nich od razu wpadł mi w oko wysoki blondyn. Nie przepadałam za blondynami, ale ten miał w sobie to COŚ co przykuło moją uwagę. Ubrany był w ciemne rurki poprzecierane na kolanach, przechodzone bordowe vansy, do tego szaro-biały T-shirt z kolorowym nadrukiem, a na ramionach miał zarzuconą szarą bluzę. Blond włosy zmierzwione na czubku głowy, kolczyk w wardze i ten błysk w oku. Zajebisty.
       - Już myślałem, że nie wrócisz do nas. - odezwał się ten drugi. 
       - Jak bym mogła nie wrócić? - z jej pełnych ust padło raczej pytanie retoryczne. Stałam obok Alexis zerkając na blondyna, który takim samym wzrokiem mierzył moją postać. Uśmiechnęłam się cwanie, a on odwzajemnił cwaniacki uśmieszek. Był mój. 
       - Chcesz? - przemówił niskim głosem właściciel błękitnych tęczówek wyciągając w moim kierunku nabitą lufkę. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo czarnowłosa wtrąciła się. 
       - Nicole, poznaj Luke'a i Calum'a.
       - Yhym, miło Cię poznać, Nicole. - odezwał się ponownie blondyn wymawiając kokieteryjnie moje imię. Zerknęłam na niego, a on posłał mi słodki uśmiech.
       - To co, idziemy? - słysząc pytanie Alexis, które z pewnością nie było skierowane w moją stronę zdziwiona zwróciłam na nią uwagę. Zauważyła. Przeczesała włosy palcami, a na jej twarzy wymalowało się zakłopotanie. - no, bo wiesz, um... my z Calum'em spadamy... - powiedziała, po czym wyszczerzyła się do mnie w nadziei, że jej nie zabiję. Postawiła mnie w bardzo niezręcznej sytuacji. Przecież nie mogłam teraz się odwrócić i odejść, nie wypada. - tak to sobie tłumacz Nicole. Mówiłam w myślach, a naprawdę szukałam usprawiedliwienia dla siebie, by móc zostać sam na sam z Lukiem. 
       - No to cześć. Miło było poznać. - rzucił chłopak podając mi dłoń. - do kiedyś. - zapewnił i złapał Lex za rękę. Dziewczyna odwróciła się przez ramię patrząc jeszcze przez moment na mnie i powiedziała bezdźwięczne 'dzięki'. Westchnęłam kiwając głową. 


      Opierałam się o drzewo mając na sobie za dużą, szarą bluzę Luke'a. Po półgodzinnym staniu na dworze, w krótkiej sukience zrobiło mi się chłodno, więc blondyn będąc dżentelmenem oddał mi swoje okrycie wierzchnie. Dobrze się czułam w jego towarzystwie, od samego początku mieliśmy wspólne tematy, więc nie martwiłam się, że nagle nasza rozmowa stanie w martwym punkcie i koniec. Nie, o to byłam spokojna. Luke po raz kolejny podał mi lufkę, a ja pociągnęłam z niej dwa buchy i zbliżyłam się do niego. Nasze twarze dzieliło dosłownie kilka milimetrów. Chwyciłam twarz chłopaka w swoje dłonie przyciągając go do siebie, a on rozchylił usta pozwalając tym samym bym wpuściła dym do jego ust. Przymknęłam powieki, gdy niechcący - a może chcący - wargi blondyna zetknęły się z moimi. Przełknęłam ślinę i po prostu go pocałowałam. Nie czekałam długo na jego reakcję. Nie minęła sekunda, a ja opierając się o pień drzewa smakowałam ust nowo poznanego chłopaka. Całował nawet dobrze.
       - Chodźmy do mnie. - wyszeptał opierając rękę o pień tuż nad moją głową, a drugą odgarnął moje włosy za ucho, po czym kciukiem potarł mój policzek. Patrzyłam w jego powiększone, szklące się źrenice i jedyne czego chciałam to znaleźć się z nim właśnie w spokojnym, cichym miejscu.
Jednym kiwnięciem głowy przytaknęłam na jego propozycję, która na dobrą sprawę była tylko potwierdzeniem tego co nieuniknione. Zupełnie zapomniałam o Harry'm, narkotyk przejął kontrolę nad moim mózgiem wyłączając racjonalne myślenie. 

       Wsiadłam do taksówki, którą złapał blondyn. 
       - Moja torebka... - powiedziałam przypominając sobie, że wszystkie rzeczy, tj. telefon, klucze od mieszkania, dokumenty, pieniądze, no wszystko zostało w loży, w klubie
        - Spokojnie, na pewno jutro ją odzyskasz. - zapewnił mnie chłopak zamykając moją dłoń w swojej i posłał mi uroczy uśmiech. Odetchnęłam kładąc głowę na jego ramieniu, zaciągnęłam się zapachem męskich perfum zmieszanych z wonią marihuany i wtuliłam się w tors Luke'a, wymazując z głowy obraz Lokersa.
         

+ 18.

       - Mieszkasz z kimś? - zapytałam cicho, kiedy zobaczyłam dwie pary butów stojących przy szafce na przedpokoju.
       - Z dwoma kumplami. - odparł zapalając światło w kuchni. - chcesz coś do picia? 
       - Nie. - stwierdziłam wskakując na kuchenny blat. - tak właściwie ile masz lat? - nie miałam pojęcia, dlaczego akurat w takim momencie zadałam to pytanie. Chyba po prostu czysta ciekawość. Luke spojrzał na mnie dziwnie i zaśmiał się pod nosem. 
       - Nie wiem, czy chcesz wiedzieć. - powiedział zakłopotany stając na przeciwko mnie. Nie odpowiadając dałam mu sygnał, że jednak chciałabym znać jego wiek. - no, em... prawie osiemnaście, tak właściwie, em... jeśli mam być szczery to do osiemnastki zostało mi dziewięć miesięcy. - podrapał się po karku, a ja o mało co nie udławiłam się własną śliną.
       - Aha, spoko. - odparłam bez większych emocji. Zastanawiałam się jak uciec z tej niezręcznej sytuacji. W sumie nie przeszkadzało mi, że był ode mnie o trzy lata młodszy. Harry też był, może nie dzieliła nas aż taka różnica wieku, no ale. Nie roztrząsając więcej, przyciągnęłam blondyna do siebie, a on stanął między moimi nogami. Oplotłam rękami jego kark i wpiłam się w usta chłopaka, zachłannie całując. Odchyliłam głowę w tył, by dać mu lepszy dostęp do mojej szyi. Za każdym bolesnym "pocałunkiem", który zostawiał czerwony ślad na szyi i dekolcie z moich ust wydobywał się jęk. Poczułam jak jego prawa dłoń ściska moje udo, a po chwili znajduje się po wewnętrznej stronie wędrując coraz wyżej. Nie protestowałam, gdy palcem wskazującym potarł o moją kobiecość. Szybko pozbyłam się koszulki chłopaka i to co zobaczyłam bardzo mi się spodobało. Jak na jego młody wiek klatka piersiowa i brzuch były idealnie wyrzeźbione. Tak samo jak Harry miał idealnie zaznaczone "V". Uśmiechnęłam się zawadiacko przygryzając dolną wargę. Luke znów przywarł wargami do moich, a nasze języki w zachłanny sposób ocierały się o siebie. Uniosłam w górę biodra, by mógł ściągnąć mi majtki, które zaraz wylądowały pod stopami blondyna. Uporałam się z paskiem i zamkiem od jego spodni, a on zanim one opadły zatrzymując się na kostkach, wyciągnął z kieszeni portfel, gdzie była prezerwatywa. Odsunęłam toster stojący obok i podwinęłam wyżej sukienkę rozszerzając bardziej nogi. Podpierając się rękami o blat oparłam głowę o wiszącą szafkę i czułam jak pulsujący członek Luke'a powoli zagłębia się we mnie. Blondyn łapiąc mnie za pośladki przyciągnął bliżej siebie, powodując, że jego penis wsunął się do końca. Otworzyłam usta i złapałam kark chłopaka, gdy zaczął poruszać biodrami, a pulsujący i sztywny członek obijał się o moje wnętrze. Było cudownie. Kiedy byłam zjarana przyjemność z seksu czerpałam podwójnie, wtedy wszystko dokładniej mogłam poczuć. 
       - Mocniej. - wydyszałam mu do ucha. - mocniej, proszę mocniej Luke. - niemal błagałam, by to robił. Spełnił moje żądania, a ja zacisnęłam powieki i oplotłam jego kark jedną ręką, a nogi docisnęłam do jego pośladków. Krople potu spływały z mojego czoła. Oddech stał się płytki i szybki. Już nie dawałam rady, ale nie chciałam przerywać, bo było mi zbyt dobrze. - pieprz mnie szybciej, no błagam. Szybciej i mocniej... ach... 
Opierając czoło o ramię Luke'a wolną ręką zaczęłam dotykać swojej piersi, co jakiś czas ugniatając ją. Gdy chłopak zauważył moje poczynania zachichotał i pchnął biodrami do przodu, a mi wydawało się, że jego penis nabrał większych rozmiarów. 
       - Nicole... nie... dam... rady... - wydyszał kładąc dłoń zaciśniętą w pięść na drzwiczkach od szafki wiszącej nade mną. Niemalże słyszałam szybkie bicie jego serca i krążącą krew w żyłach. Oboje ciężko oddychaliśmy wydając z siebie coraz głośniejsze dźwięki rozkoszy. Ten błogi stan w końcu nadszedł. Moje mięśnie zacisnęły się wokół jego członka, a ciało całkowicie naprężyło się, mimo woli uniosłam tyłek wyżej odchylając się do tyłu. Wydałam z siebie jeden, głośny, przeciągły dźwięk, wbijając paznokcie w skórę blondyna, po czym odetchnęłam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak mój kochanek dochodzi.
Po zajebistym, czterdziestominutowym seksie z Lukiem jedyne czego potrzebowałam to chłodny prysznic.




       - Otworzysz? - usłyszałam głos chłopaka dobiegający z łazienki. Rzuciłam "jasne" i wstałam z pojedynczego łóżka. Będąc w samej koszulce Luke'a poszłam otworzyć drzwi. Przechodząc obok kuchni, zerknęłam na zegarek elektroniczny znajdujący się na kuchence - 4:47 - kto normalny dobija się o tej porze? Może to współlokatorzy wracają z imprezy i zapomnieli klucza? Wzruszyłam ramionami i złapałam za klamkę. Niemalże wbiło mnie w ziemię na widok niezapowiedzianego gościa. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się go tutaj. 
        - To chyba Twoje. - powiedział oschle rzucając we mnie moją kopertówką i ramoneską. Torebka spadła na ziemię rozsypując całą zawartość. Nie wiedziałam w jaki sposób powinnam się zachować, jakich słów użyć na swoją obronę. Harry stał na przeciwko mnie, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, emeraldowe tęczówki były puste, a zawsze malinowe wargi, teraz były blade. Otworzyłam usta żeby powiedzieć cokolwiek, wytłumaczyć się, ale jak? Przecież nie trzeba nic mówić, by wiedzieć co zaszło.
        - Kto... ? - Luke nie dokończył pytania widząc bruneta u progu. Stanął obok mnie obwiązany w pasie ręcznikiem i przerażony patrzył na Harry'ego, który nie spuszczał z niego wzroku. - stary, to... kurwa.
        - Yhym... taki z Ciebie kumpel. - zakpił i powrócił wzrokiem do mojej osoby. Zlustrował mnie z góry na dół, po czym tym samym spojrzeniem obdarował chłopaka - dobranoc. - ukłonił się nam i odwrócił plecami, wolno się oddalając.
Moje policzki zalały się żarem, a nogi zrobiły się jak z waty. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą wydarzyło. Skąd Luke zna Harry'ego? Skąd Harry wiedział, że tutaj jestem? Co się w ogóle stało? - tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie zanim spostrzegłam, że jeżeli nic nie zrobię stracę bruneta. Oczami pełnymi łez popatrzyłam na chłopaka w ręczniku, na co on porozumiewawczo kiwnął głową. Włożyłam na stopy moje szpilki i podniosłam z podłogi kopertówkę, oraz skórzaną kurtkę, którą przyniósł mi Harry. Wybiegłam z bloku w samej koszulce Luke'a, butach na obcasach i potarganych włosach. Nie zwracałam uwagi na mój wygląd. Biegnąc w stronę samochodu Lokersa próbowałam włożyć czarną ramoneskę. Moje gołe nogi odmawiały posłuszeństwa będąc coraz bliżej celu, a serce nie nadążało z biciem.


 
       - Zostaw mnie! - wyrywał się za każdym razem, kiedy próbowałam złapać go za ramię i zatrzymać. Szłam za nim szybkim krokiem w stronę jego samochodu. Słone łzy cisnęły mi się do oczu chcąc jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. - głucha jesteś?! Zostaw mnie! - krzyczał odpychając moje ręce od siebie. Odwrócił się w moją stronę patrząc na mnie pustym wzrokiem. - daj mi spokój, Nicole. - syknął przez zęby otwierając drzwi od czarnego Porsche. Przełknęłam głośno ślinę i przygryzłam dolną wargę. Bez słowa stałam przy aucie Harry'ego wpatrując się w szybę, po której spływały krople deszczu. Widziałam jak wkłada kluczyki do stacyjki i odpala silnik, by za moment ruszyć przed siebie. Zacisnął dłonie na kierownicy dodając gazu. Odjechał.
Kiedy zorientowałam się, że lada chwila Harry zniknie mi z pola widzenia, machnęłam na pierwszą lepszą taksówkę, która w błyskawicznym tempie zatrzymała się przede mną. Wgramoliłam się do środka i nakazałam kierowcy jechać za czarnym Porsche. Kierowca popatrzył na mnie jak na wariatkę, ale niczego nie skomentował. W sumie będąc na jego miejscu też bym milczała widząc takie "cudo", które przed piątą rano weszłoby mi do taksówki i kazało gonić obcy samochód.

      Wysiadłam z auta zatrzaskując za sobą drzwi. Przebiegłam na drugą stronę ulicy, gdzie wcześniej dostrzegłam Harry'ego parkującego swoje Porsche. Nie miałam pojęcia co to za miejsce, gdzie się znajdowałam. Widziałam mosiężną bramę i dookoła pełno wysokich tui odgradzających świat zewnętrzny od tego znajdującego się za drzewami. Wiosenny deszcz wydawał się być wieczny. Padało jakby ktoś wiadrami wylewał wodę z chmur, albo wyciskał je jak gąbkę. Moje poczochrane włosy były całe mokre, makijaż z pewnością rozmazany, a koszulka Luke'a cała przemoczona.
Gdy tylko mnie zauważył w pośpiechu wystukiwał kod na domofonie. Chciał uciec przede mną? W innej sytuacji śmiałabym się z tego, że dorosły facet ucieka przed dziewczyną, ale nie teraz. Nerwowo ciągnął za gałkę, ale na jego nieszczęście nie zdążył. Objęłam palcami metalowy pręt przytrzymując drzwi bramy i podniosłam wzrok na Harry'ego. 
      - Przepraszam. - powiedziałam nieco głośniej, by przebić się przez przejeżdżające obok samochody. 
      - Nie chcę Twoich przeprosin. - odparł beznamiętnie nawet na mnie nie patrząc. Szarpnął za mosiężne drzwi i znalazł się po drugiej stronie. Nie mogłam pozwolić na to, żeby tak łatwo mnie spławił, więc zwinnie przecisnęłam się, zanim je zamknął. Zignorował moją osobę idąc szybkim krokiem wzdłuż długiej alejki oświetlonej z dołu białymi halogenami i wyłożonej beżowo - szarą kostką brukową. Ściągnęłam przemoczoną kurtkę niosąc ją w prawej dłoni dotrzymując tempa brunetowi. Patrzył przed siebie i mocno stąpał po ziemi. Oddychał tak samo ciężko jak ja. Zachowywał się jakby mnie w ogóle nie widzał, jakbym była przezroczysta. Wszedł po paru schodkach i wyciągnął klucze z kieszeni. Otworzył drzwi, a ja weszłam zaraz za nim zamykając je za sobą. Obserwowałam jak ściąga mokre buty i zdejmuje czarną bluzę. Zsunęłam obcasy ze stóp odkładając je z boku pod ścianą. Dom do którego weszliśmy był ogromny. Jasna kuchnia była wielkości mojego mieszkania, a salon dorównywał mieszkaniu, które zamieszkiwałam przed moją przeprowadzką z mamą i David'em w Polsce. Prawdopodobnie byliśmy u Harry'ego. 
       - Będziesz mnie ignorował? - odważyłam się zapytać, nie mogąc dłużej wytrzymać takiego traktowania. 
       - Nikt Cię tu nie zapraszał. - odpowiedział wychodząc z łazienki w samych bokserkach i wycierał włosy białym ręcznikiem. Nadal nie popatrzył na mnie nawet przez chwilę. Zlustrowałam go od góry do dołu, a moje serce na jego widok przyspieszyło. Był taki seksowny i idealnie zbudowany. 
       - Pogadajmy. - mówiłam idąc za nim po marmurowych schodach. 
       - Nie mamy o czym. - warknął. - poza tym przestań za mną łazić. Przerażasz mnie. - wszedł do pokoju i od razu zapalił światło. Sypialnia. Podniósł z fotela szare dresy, po czym naciągnął je na siebie i odrzucił wilgotny ręcznik na łóżko. Stałam u progu drzwi wpatrując się w niego. Pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach.
       - Wiem, że zawaliłam... - zrobiłam pierwszy krok w przód. Milczał. Bosymi stopami wolno szłam po dębowym parkiecie.
       - Och, dobrze, że się przyznajesz. Brawo. - zakpił przerywając mi w pół zdania. Otarłam kilka łez i stanęłam przed nim na miękkim dywanie. Nienawidziłam tego tonu. - Nicole, ja Ciebie już nie chcę. - mówił patrząc mi prosto w oczy. Wzruszył ramionami i zaczesał włosy do tyłu. Był obojętny, a te słowa zabolały najbardziej. Momentalnie zalałam się łzami. Nie potrafiłam nic powiedzieć, nie byłam w stanie. Opadłam na kolana chowając twarz w dłoniach. Dławiłam się własnymi łzami, a on nie zwracał na mnie uwagi. - przestań ryczeć. - wtrącił, kiedy co chwila pociągałam nosem. 
       - N... nie chcę Cię stracić. - z trudem wydusiłam z siebie te słowa. Nic nie odpowiedział. Zaczął zajmować się swoimi sprawami. Podłączył iPhone'a do ładowarki, zaniósł ciuchy do garderoby, później wrócił i uchylił okno, a przyjemne powietrze wpadło do środka. Miałam wrażenie, że lada chwila i staranuje mnie. Dla Harry'ego byłam niewidzialna. - dlaczego mi to robisz?! 
       - Co?! - nareszcie przystanął i odwrócił się w moją stronę. Szczęka bruneta się zacisnęła, a mięśnie wyraźnie napięły, kiedy z wyższością patrzył jak zalewam się słonymi łzami. - to Ty wjebałaś mi się do domu i jeszcze masz do mnie pretensje? Powinienem Cię wypieprzyć stąd, bo nie mam zamiaru Cię oglądać. - krzyczał siedząc na łóżku. 
      - Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
      - Ach, tak. - klasnął w dłonie. - może mam Ci powiedzieć, że nic się nie stało, jest okej jak sypiasz z innymi? Nie wspominając o tym, że był to mój, hm... "kumpel", żeby nie powiedzieć przyjaciel.  - wycedził przez zęby, a na jego szyi pokazała się wyraźna żyła. Czułam się podle. Nie miałam pojęcia, że chłopaki się znają. Boże, co ja najlepszego narobiłam.
      - To Twoja wina, bo gdybyś się mną zajmował nie poszłabym do Luke'a. - wypaliłam bez zastanowienia.
      - Słucham?! A więc to moja wina! Jesteś żałosna. Równie dobrze mogłabyś iść do każdego innego kolesia, który z miłą chęcią by Cię wyruchał! Lubisz to, co nie? - uśmiechnął się ironicznie. Był okrutny. Pastwił się psychicznie nade mną, a ja wysłuchiwałam jego obelg rzucanych pod moim adresem. Nie znałam Harry'ego od tej strony. Dokładnie wiedział, gdzie znajduje się mój czuły punkt i co powiedzieć, żeby bolało. - spójrz na siebie, jak Ty wyglądasz. - zszedł z wcześniejszego miejsca i kucnął przede mną. - dlaczego jesteś taką dziwką, Niki? - i nagle poczułam się tak, jakby ktoś właśnie przywalił mi z pięści prosto w twarz. Jego słowa powaliły mnie na łopatki. Spojrzałam na bruneta i nie zastanawiając się dłużej wymierzyłam mu policzek. Jego głowa odwróciła się w drugą stronę pod wpływem mojego uderzenia. Jak on mógł w ogóle coś takiego powiedzieć? Nie zdradziłam go, a poza tym jak miałabym zdradzić skoro nawet nie byliśmy parą? To wykluczało się jedno z drugim. Zerwałam się na równe nogi obserwując jak Harry pociera obolałe miejsce. 
       - Nie nazywaj mnie tak nigdy więcej. Nie masz prawa!
       - Wypierdalaj. - powiedział spokojnie, co wytrąciło mnie jeszcze bardziej z równowagi. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie. Nasze czoła prawie stykały się ze sobą, gdy powiedział wprost do moich ust słowo, które przekreśliło wszystko. Położyłam obie dłonie na torsie bruneta i odepchnęłam go od siebie. - brzydzę się Tobą. 
      - Dobrze. - wysiliłam się, by mój ton brzmiał na obojętny. Zadarłam głowę do góry zmieniając postawę. Poprawiłam wilgotną koszulkę i zarzuciłam włosy na lewą stronę. Wyprostowałam się patrząc z pogardą na Lokersa i odwracając się, z ogromnym bólem serca opuściłam sypialnię. 
Byłam upokorzona i załamana.


*


       Przewróciłam się na brzuch i podparłam na łokciach tępo patrząc przed siebie. Westchnęłam dość wyraźnie wyciągając rękę po dużego miśka opartego o ścianę. Wtuliłam głowę między jego pluszowe łapki i przymknęłam powieki. Zaciągnęłam się mocno w nadziei, że poczuję chociażby odrobinę zapachu Harry'ego, który będąc tutaj ostatnio tulił się do wielkiego miśka. To było słodkie. Przed oczami pokazała mi się postać chłopaka z kasztanowymi lokami.  
      - Jesteś taki mięciutki, mmm... mój kochany misio.
      - Harry, przestałbyś się tulić do MOJEGO Okruszka i dałbyś mi buzi. - powiedziałam dobitnie widząc, że chłopak nie zwraca na mnie uwagi. 
      - Nazwałaś miśka Okruszek? Naprawdę masz coś z głową. - zaśmiał się i spojrzał na mnie podejrzliwie, po czym przeniósł wzrok na zabawkę. - ja raczej dałbym mu na imię Okruch, bo jest ogromny. Daleko mu do okruszka. - wybuchnęłam śmiechem, gdy poważnym tonem skończył swoją wypowiedź. Był niemożliwy. 
      - Wariat. - stwierdziłam przez śmiech i z czułością patrzyłam jak chłopak słodko leży na materacu tuląc do swojego torsu pluszowego misia.  
      - Chodź. Dla Ciebie też znajdziemy miejsce. - wyciągnął w moim kierunku wytatuowaną rękę i chwycił za nadgarstek. Gdy opadłam obok niego usta bruneta ułożyły się w szczerym uśmiechu, a w policzkach pokazały się dwa dołeczki.
 Potrząsnęłam głową na to miłe wspomnienie dociskając zabawkę do piersi. Znowu zachciało mi się płakać. Jak mogłam być taka głupia? Dałam ponieść się chwili i teraz co? Mam to czego najbardziej się obawiałam - straciłam Lokersa.
       - Od Harry'ego? - z zamyśleń wyrwał mnie chłodny głos Alexis. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na nią nie podnosząc głowy z miękkiego pluszaka.
       - Co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, bo nie za bardzo rozumiałam co miała na myśli.
       - Misiek. Trochę oklepane, że kupił Ci miśka. - stwierdziła siadając.
Oderwałam się od zabawki i odwróciłam sę w stronę Lex. Byłam w lekkim szoku. Kiedy zorientowałam się, że prezent nie był od Harry'ego podejrzewałam właśnie ją, ale w tym momencie czarnowłosa całkowicie wybiła mnie z tropu. - co tak patrzysz? - dodała, a ja już wiedziałam, że przedmiot do którego się przytulam naprawdę nie był od dziewczyny. Nie skomentowałam. Wróciłam do swojej wcześniejszej pozycji zupełnie ignorując Lex.
Próbowałam zasnąć, jednak ilość pochłoniętego przeze mnie dzisiejszej nocy narkotyku skutecznie mi to uniemożliwiała. Moja podświadomość znęcała się nade mną do rana podsuwając przed oczy wszystkie dobre chwile spędzone z Harry'm. Z nogami przyciągniętymi pod brodę leżałam na zimnych panelach, a z moich policzków co jakiś czas spływały łzy i rozbijając się o drewnianą posadzkę zostawiały tam mokre plamy.
       - Do dupy! - stwierdziłam dosadnie i zwinęłam się w kulkę na środku pokoju.
       Moje ciało było ciężkie, rozbolała mnie głowa, a skronie aż pulsowały od natłoku myśli. Nawet promienie słońca wdzierające się przez okna do mieszkania, mściły się rażąc moje oczy, a ja nie miałam na tyle siły, by zmienić swoją pozycję i w spokoju usnąć. Pierwszy raz brzydziłam się sobą i tym co zrobiłam. Harry miał rację - byłam dziwką, szmatą, wszystkim co najgorsze. Drugi raz mu to udowodniłam, złapał mnie po raz drugi w jednoznacznej sytuacji z obcym mi facetem, więc jak mogłabym starać się o ponowne wybaczenie? Nawet gdybym chciała, już nie miałam na to szans.

Budzę się każdego ranka marząc, by jeszcze raz być z Nim twarzą w twarz.



~*~

Helloł, helloł! Jak tam, co tam? Jak minęły święta, jak szkoła? 
Tyle rzeczy do zrobienia, a tak mało czasu. :c
Fuck, miesiąc mnie tutaj nie było! Tęskniłam za Wami, naprawdę. ♥
Cieszę się, że w końcu dzielę się z Wami nowym rozdziałem! 
Podobał się? Pisać szczerze! Ha. 


Oks, razem z Harry'm idziemy spać. Dobranooooc, buziaki! 

 

sobota, 22 marca 2014

Chapter 15. I'm crazy for you.

      Uśmiechnęłam się wciąż mając zamknięte oczy i wtuliłam się mocniej w ciepłe ciało śpiącego bruneta. Oddychał spokojnie, co jakiś czas wydając pojedyncze mruknięcia i silną ręką przyciskał mnie mocniej do swojego boku. No i co, że z początku byłam na niego wściekła, rozszarpałabym go i na wstępie obrzuciła talerzami, ale jeden gest potrafił zniwelować wszystkie negatywne emocje. I znowu to się stało. Znowu nas poniosło i nie potrafiliśmy zachować dystansu. Kiedy jego miękkie usta dotknęły moich, odpłynęłam.  Czułam jak moje wnętrze wypełniają endorfiny i poddałam się chłopakowi. Strasznie za nim tęskniłam. Chciałam żeby mnie dotykał, całował, chciałam nawet czegoś więcej, ale jak zwykle się pohamował. Inny facet już dawno wykorzystałby sytuację i doprowadził do zbliżenia, ale Harry... Harry taki nie był. To cudowny chłopak. Czuły i dobry. Jeszcze nigdy nie poznałam kogoś takiego jak on. Byłam jego księżniczką i czułam to przy każdej możliwej okazji. Mimo tego, że czasami się kłóciliśmy, ja wiedziałam, że w żadnej naszej kłótni wcale nie miał zamiaru podnosić na mnie głosu i sam na siebie był o to zły. Kochał mnie - tego byłam pewna. Czułam jego miłość w dotyku, w pocałunkach, w gestach i w jego głosie. Wypowiadane przez niego słowa były subtelne, delikatne. Może nie dla wszystkich, ale dla mnie był idealny. Wydarzenia z minionego wieczoru uświadomiły mi wiele rzeczy dotyczących osoby Harry'ego, a przede wszystkim uświadomiłam sobie jak cholernie potrzebowałam go w swoim życiu i jaką ważną rolę w nim odgrywał. Już sama nie wiedziałam o co mi chodziło i co czułam. Miałam jeden wielki mętlik w głowie i potrzebowałam jeszcze trochę czasu, kilka dni, może tygodni, żeby dowiedzieć się co tak naprawdę czułam do cudownego chłopaka, bo nie mogłam go po raz kolejny zawieść i zranić. Musiałam być pewna, że moje uczucia były takie same jak jego, inaczej nie było mowy o jakimkolwiek związku. Przyjaźń. Tylko na tyle mógłby wtedy liczyć, a zdawałam sobie sprawę z tego, że ta relacja niszczyłaby Harry'ego i powoli straciłabym bruneta na zawsze. A "na zawsze" to najgorsze co mogłoby się przydarzyć. Pierwszy raz chciałam być wobec kogoś uczciwa i przejmowałam się uczuciami drugiej osoby. Jeżeli chodziło o Loczka nie potrafiłam być egoistką, którą byłam na co dzień. Zauważyłam, że dzięki niemu zaczęłam się zmieniać i dostrzegać, że nie byłam sama na tym świecie, że oprócz mnie, byli jeszcze inni ludzie, którzy potrzebowali mojej uwagi. Więc nie mogłam zrobić Harry'emu nadziei nie będąc w stu procentach przekonana o swoich uczuciach względem niego. Spojrzałam na słodko śpiącą postać obok i uśmiechnęłam się na jego widok. Długie, ciemne rzęsy chłopaka spoczywały na zarumienionych policzkach. Z malinowymi wargami i kasztanowymi loczkami był taki niewinny. Wyglądał jak mały cherubinek. Bardziej go objęłam i nie mogąc się powstrzymać, złożyłam całusa tuż przy jego największym tatuażu na brzuchu. Leżałam przy nim i wsłuchiwałam się w równomierny oddech bruneta, kiedy usłyszałam wibrację telefonu. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził dźwięk i wychyliłam się, by sięgnąć po iPhone'a leżącego na drewnianej posadzce. Zdziwiłam się widząc nazwę na ekranie. Przeciągnęłam kciukiem po szklanym wyświetlaczu. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo momentalnie usłyszałam donośny damski głos.
       - Nicole, kurwa mać, gdzie Ty jesteś?! - aż mnie cofnęło, gdy Roxanne zaczęła po mnie wrzeszczeć. 
Nie chcąc obudzić mojego słodziaka, ostrożnie podniosłam się z materaca i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi.
       - Gdzie mam być? - zapytałam zdziwiona, wzrokiem szukając miejsca w kuchni, gdzie mogłabym usiąść. Zgarnęłam gazety ze stołu i usiadłam na nim. 
       - Dziewczyno! Nie załamuj mnie. W studio miałaś być dwie godziny temu! Dzwonię do Ciebie dziesiąty raz.
       - Yy... tak? - zmarszczyłam brwi słysząc jej słowa. - sorki, ale mam wyciszony dźwięk.
       - No nie no! Ja Cię chyba zabiję. Wiesz ile kasy w Ciebie zainwestowaliśmy?! Nie będziesz wykręcać nam takich numerów. Do półgodziny masz być na miejscu, jasne?! Nie będę dłużej czekać na jaśniepannę.
       - Mogłabyś przestać krzyczeć mi do ucha to raz, a dwa, zapomniałam, ok? Każdemu się zdarza. Wyluzuj Rox, napij się kawy i czekaj na mnie. Niedługo będę. - powiedziałam cicho, żeby nie przerywać snu Harry'emu. 
       - Mhm. Cześć. - odparła oschle i sekundę później po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. 

       Przeczesałam włosy palcami i rozejrzałam się po kuchni. Trzeba będzie wreszcie posprzątać. - pomyślałam i westchnęłam na sam widok syfu w pomieszczeniu. Dużo roboty czekało mnie po powrocie i w jutrzejszym dniu. Zeskoczyłam ze stołu, po czym udałam się do łazienki. Nic, ani nikt nie był dzisiaj w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, ani zepsuć mi mojego cudownego humoru, bo miałam idealny poranek, budząc się u boku najwspanialszego mężczyzny chodzącego po świecie. Chociaż nie do końca wiedziałam o co czepiała się Roxanne, nie zamierzałam brać tego do siebie. Przecież miałam prawo zapomnieć. Ostatnio nawał obowiązków zrównał mnie z ziemią i nie o wszystkim musiałam pamiętać. Moja głowa była zbyt mała na ilość informacji, które każdy kazał mi przyswajać. Sprawy z przeprowadzką, mieszkaniem, praca no i jeszcze Harry. W ciągu jednego tygodnia dla jednej mnie to zdecydowanie za wiele. A teraz miałam jedynie półgodziny na ogarnięcie się i dojazd do agencji. Wzięłam szybki prysznic i obwiązana ręcznikiem wróciłam do sypialni. Harry nadal spał wtulony w moją poduszkę. Omijając materac, przedostałam się do walizek stojących pod oknem i kucnęłam przy nich. Wolno rozsuwałam zamek, co chwila odwracając głowę za siebie i sprawdzałam, czy nie obudziłam tym dźwiękiem chłopaka. Wyciągnęłam z walizki jasne, dżinsowe rurki i pastelową bluzę z motywem chmur i białym trójkątem na przodzie. Z torby obok wyjęłam bieliznę i podeszłam do Loczka. Nachyliłam się nad nim i najdelikatniej jak tylko umiałam pocałowałam go w czoło. Po cichu opuściłam pokój. Ubrałam się szybko, na stopy włożyłam białe Air Force i stanęłam przed lustrem. Miałam mokre włosy. Rozejrzałam się po łazience wzrokiem szukając suszarki. Pudełko stało na pralce. Otworzyłam je i wyciągając różowy przedmiot zastanawiałam się jak go uruchomić, by nie narobić hałasu. Boże Nicole, przecież nie da się wysuszyć włosów nie robiąc przy tym hałasu. - powiedziałam pod nosem i zrezygnowana wsunęłam suszarkę z powrotem do pudełka. Związałam włosy w koka i poszłam do dużego pokoju w poszukiwaniu kartki i jakiegoś długopisu. Nie mogąc znaleźć żadnego zeszytu, podniosłam z podłogi gazetę i usiadłam na kapie. Wyrwałam stronę z jakąś dziewczyną reklamującą podkład. Na jej jasnym policzku napisałam Harry'emu krótkie info, gdzie jestem. Wsadziłam kartkę w drzwi od sypialni, która spadnie, gdy chłopak je otworzy. Po raz ostatni sprawdziłam, czy wszystko zabrałam i opuściłam mieszkanie.
      Zbiegłam po schodach rzucając starszemu sąsiadowi "dzień dobry" i wyparowałam z klatki jak głupia, wpadając prosto na chodnik. Szybkim krokiem szłam wzdłuż ulicy rozplątując białe słuchawki od iPod'a i co chwila machałam na taksówki. Coraz bardziej wkurzał mnie fakt, że w wieku dwudziestu lat nie posiadałam czegoś takiego jak prawo jazdy. Pieprzę to. - fuknęłam i podbiegłam do zatrzymującego się właśnie na przystanku czerwonego, charakterystycznego dla Wielkiej Brytanii, autobusu. Sprawdziłam, czy aby na pewno tym autobusem dojadę na miejsce i ustawiłam się w długiej kolejce czekając na swoją kolej do wejścia. Normalnie już dawno wyszłabym z siebie i zaczęłabym wyklinać na prawo i lewo, ale nie dzisiaj. W myślach powtarzałam sobie jaki piękny mamy dzień i przypominałam sobie słodko śpiącego Harry'ego. Wreszcie udało mi się wsiąść do pojazdu i kupiłam bilet. Oczywiście miejsc siedzących brak. Wszystkie zajęte przez starsze osoby, albo matki z dziećmi. Przewróciłam oczami i oparłam się plecami o szybę. Ściśnięta z każdej strony jechałam do agencji, gdzie czekało na mnie zapewne mnóstwo wrażeń i wkurzona do granic możliwości dyrektorka.


~ ze strony Harry'ego~

      Przejechałem ręką po miejscu, gdzie powinna spać Nicole. Chciałem ją przyciągnąć do siebie i mocno przytulić, dając buziaka. Zdziwiłem się, kiedy zorientowałem się, że miejsce było puste. Sięgnąłem po telefon sprawdzając godzinę. Było po czternastej. Przesadziłem z tym snem. Przeciągnąłem się i podniosłem do pozycji siedzącej. Ziewnąłem głośno, po czym przetarłem twarz dłońmi i zmierzwiłem włosy. Zwlokłem się z materaca, poprawiłem bokserki, które zsunęły mi się z bioder i chwyciłem za klamkę, otwierając drzwi, a na moje stopy spadł kawałek papieru. Podniosłem go oglądając z dwóch stron. Na twarzy jakiejś babeczki, różowym cienkopisem, drukowanymi literami napisane było:
DZIEŃ DOBRY, MÓJ MISIU MALUTKI! - czytając to zdanie zaśmiałem się kręcąc głową. To było urocze. Oczami śledziłem resztę tekstu napisanego już normalnym pismem.
A więc znalazłeś kartkę, tzn. hm.. kartkę.. nie można nazwać kawałka wyrwanej strony, kartką. Sorki za to, ale chyba nie mam czegoś takiego jak zeszyt, a no i oczywiście ten różowy długopis - powąchaj, bo pachnie, haha. - lałem. Stałem na przedpokoju i śmiałem się sam z siebie, bo jak kretyn przystawiłem kartkę do twarzy i zaciągnąłem się, czując różany zapach. Nie kłamała, długopis naprawdę pachniał!
Ok, przejdę do ważniejszych spraw, bo czas mnie goni. Przepraszam, Skarbie, że obudziłeś się sam. Nie wiem jak Ty, ale ja nienawidzę budzić się bez Ciebie, więc od razu, w tym miejscu muszę napisać, że cieszy mnie to, że dzisiaj mogłam spać u Twojego boku i pierwsze co zobaczyłam była Twoja twarz. Dziękuję! Pewnie zastanawiasz się, gdzie jestem, co? Tak myślałam. Otóż (jakie mądre słowo, wow) przez Ciebie zapomniałam o sesji zdjęciowej! Tak Harry, to Twoja wina, bo wczorajszego wieczora zawróciłeś mi w głowie sprawiając, że zapomniałam o całym świecie, a w niektórych momentach nawet nie wiedziałam jak się nazywam. Nie no ok, to ostatnie to żart, whatever. Pojechałam do agencji, a z racji tego, że tak słodko spałeś, nie miałam sumienia Cię budzić i jak złodziej wymknęłam się z własnego mieszkania, lolz. Czuj się jak u siebie w domu, Misiu. W lodówce nie ma nic czym mógłby się najeść prawdziwy facet, więc chyba będziesz musiał zadowolić się tym co w niej jest, albo sam zorganizować sobie jakieś jedzonko. Możesz poczekać na mnie w mieszkaniu, chyba, że chcesz wracać wcześniej do siebie, to po prostu zapukaj do sąsiada z naprzeciwka i zostaw mu klucze. ;-) Dobrze, Niedźwiadku, spadam. Już i tak jestem spóźniona. Ta baba mnie zabije. :-( 
Mam nadzieję, że do później. 
Twoja jędza. 
Co za cudowna istota! Przeczytałem "krótką" wiadomość i postanowiłem, że zatrzymam ją na pamiątkę. Nie mogłem uwierzyć w to co było tam napisane. Te wszystkie czułe określenia wywoływały na mojej twarzy ogromny uśmiech i sprawiły, że mój dzień - mimo tego, że nie obudziłem się przy niej - stał się piękny. Byłem cholernym szczęściarzem mając w swoim życiu taką kobietę jak Nicole. Zgiąłem papier na pół i trzymając go w dłoni poszedłem do kuchni.
     Stanąłem przy dużej, srebrnej lodówce, przeciągnąłem się ziewając dosyć głośno i chwyciłem za uchwyt, po czym mocno za niego szarpnąłem i kiedy drzwi ustąpiły moim oczom ukazało się światło. W lodówce nie było nic czym można byłoby się porządnie najeść - serek wiejski, jakiś jogurt zero procent i trzy jajka. Zdecydowanie z takich produktów nie dało się zrobić normalnego śniadania. Westchnąłem i zatrzasnąłem srebrne drzwiczki. Podrapałem się po karku, odwróciłem na pięcie i udałem do łazienki, by się odświeżyć. Po dwudziestu minutach gorącego prysznica, obwiązany w pasie czystym ręcznikiem, który udało mi się znaleźć w białej szafce stojącej pod ścianą, wróciłem do sypialni. Czułem się swobodnie w mieszkaniu Niki. Chwyciłem za telefon i znajdując kontakt dziewczyny próbowałem się do niej dodzwonić, ale bez skutku. Po dwóch razach zrezygnowałem. Widocznie musiała być zajęta. Nie miałem zamiaru wracać do domu. Chciałem na nią zaczekać i spędzić kolejny miły wieczór.
Oglądanie telewizji nie było najciekawszym zajęciem, tym bardziej, że żaden program nie przykuł mojej większej uwagi. Same pierdoły leciały w tv. Przełączyłem na jakiś pierwszy lepszy kanał muzyczny i nie mogąc dłużej bezczynnie siedzieć, zabrałem się za sprzątanie. Przynajmniej czas zleci szybciej i zrobię coś pożytecznego. - powiedziałem do siebie odsuwając kartony stojące mi na drodze. W miarę ogarnąłem sypialnię i widząc niedociągnięcia w niektórych miejscach, złapałem za pędzel i zacząłem dokonywać małych poprawek. Malowanie, a raczej poprawianie po Nicole zajęło ponad dwie godziny. Stanąłem na środku pokoju i dokładnie przyjrzałem się każdej ścianie z osobna sprawdzając, czy aby na pewno jest idealnie - było. Zadowolony z siebie, umyłem pędzel i postawiłem puszkę z farbą w kącie, żeby nie przeszkadzała. Nie mogłem przecież zrobić generalnego porządku w tym pokoju, bo Nicole sama musiała rozpakować swoje rzeczy, ale mogłem chociaż z grubsza ogarnąć i tak też uczyniłem. Kuchnie również posprzątałem, o tam to roboty było od groma. Na samą kuchnię straciłem trzy godziny! Jak nigdy nie myłem okien, dzisiaj postanowiłem, że to zrobię i jak na pierwszy raz wyszło nie najgorzej. Nosz kurna, jestem zajebisty! - klasnąłem w dłonie i w końcu odetchnąłem. Przez pięć godzin sprzątać - niepojęte. Ale przynajmniej rozładowałem nadmiar swojej energii i odciążyłem w pewien sposób moją dziewczynkę, która sama też poradziłaby sobie świetnie, ale po co miała się męczyć, skoro mogłem to zrobić za nią.


*


     Dochodziła dwudziesta pierwsza, a Nicole wciąż nie wróciła. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nie odbierała. Zacząłem się nieco martwić. W międzyczasie, gdy jej nie było zdążyłem pojechać do siebie do domu, tam po raz drugi się wykąpałem i przebrałem w świeże, czyste ciuchy, poszedłem do osiedlowego sklepu, kupiłem potrzebne rzeczy do przygotowania porządnej kolacji i nawet udało mi się uciec przed nachalnymi paparazzi, którzy nagle pojawili się pod moim domem i byli wszędzie tam, gdzie ja. Gdy wróciłem do jej mieszkania, nakryłem do stołu i zrobiłem kolację. Mógłbym kupić gotowe jedzenie, ale chciałem zaimponować Niki i pokazać jakim dobrym kucharzem byłem.
Siedziałem na krześle w kuchni i z niecierpliwością czekałem. Spaghetti całkowicie wystygło, makaron zesztywniał, a sos był zimny. Zerknąłem na zegarek, na lewym nadgarstku. Pokazywał 21:35. Cały czas do niej dzwoniłem i spamowałem sms'ami, a ona jakby zapadła się pod ziemię. Nie wytrzymałem. Podniosłem się z krzesła i zostawiając wszystko nietknięte, zabrałem kluczyki od samochodu i wyszedłem z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz. Średnio wiedziałem, gdzie znajdowała się ta agencja, ale miałem adres, więc jakoś ją odszukam. Wsiadłem do swojego Range Rover'a i ruszyłem przed siebie zatłoczonymi ulicami Londynu. Kiedy zbliżałem się do Golden Square zwolniłem i rozglądałem się dookoła, w celu znalezienia agencji. Zajęło mi to dobre dziesięć minut, zanim zobaczyłem tabliczkę informacyjną z nazwą. Zaparkowałem samochód niedaleko na parkingu i zdecydowanym krokiem podążyłem w stronę budynku. Przebiegłem przez ulicę, unikając zderzenia z czarnym Audi Q7 i stanąłem przed szklanymi drzwiami agencji. Pchnąłem je i znalazłem się w środku. Na recepcji nie było już nikogo, chroniarza też nigdzie nie mogłem znaleźć. Rozejrzałem się, zupełnie nie wiedząc w którym kierunku iść. Budynek był duży, a w nim znajdowało się mnóstwo drzwi, za którymi pewnie były biura jakiś menadżerów, czy dyrektorów. Oblizałem usta i zrobiłem kilka kroków do przodu. Szedłem wzdłuż jasno oświetlonego korytarza kątem oka zerkając na rozwieszone zdjęcia modelek, oraz modeli. Nagle za ostatnimi drzwiami usłyszałem doskonale znany mi śmiech. Odetchnąłem z ulgą wiedząc, że Nicole tutaj była. Zadowolony podszedłem do uchylonych drzwi, ale to, a raczej kogo zobaczyłem za nimi, spowodowało, że w ułamku sekundy mój cudowny humor diametralnie się zmienił. Moja szczęka samoistnie się zacisnęła, gdy zauważyłem jak patrzy na przebierającą się, MOJĄ Nicole. Popchnąłem drewnianą płytę i z wielkim impetem wszedłem do studia fotograficznego. Natychmiast oczy zebranych w pomieszczeniu skupiły się na mnie. 
      - Harry, co Ty tutaj robisz? - zapytała wyraźnie zdziwiona Niki.
      - Martwiłem się. Z łaski swojej mogłabyś sprawdzać co jakiś czas telefon. - powiedziałem nieprzyjemnym tonem, chociaż naprawdę nie miałem zamiaru brzmieć w taki sposób. Widok jednej osoby wyprowadził mnie z równowagi. 
       - Przepraszam, nie miałam czasu. - szybko się wytłumaczyła robiąc skruszoną minę. Zrobiło mi się głupio, że na nią naskoczyłem, przecież to nie jej wina.
       - To ja przepraszam, po prostu bałem się, że coś Ci się stało. - posłałem dziewczynie delikatny uśmiech i przytuliłem ją do swojego torsu. Po chwili oderwała się ode mnie i pociągnęła za rękę w stronę niewielkiej grupki ludzi. 
       - Chciałam przedstawić wam mojego Harry'ego. - powiedziała wesołym tonem, a ja poczułem jak przyjemna fala ciepła zalewa moje serce i przestałem zwracać uwagę na znienawidzoną przeze mnie dziewczynę. 
       - Ach, znamy, znamy tego pana. - odparła wysoka, szczupła kobieta z upiętym ciasno kokiem na głowie i dużych okularach z modnymi, czarnymi oprawkami.
Zapoznałem się z fotografem, szefową agencji, wizażystką i stylistką. Uścisnąłem każdemu z nich dłoń i wymieniłem kilka krótkich zdań, kiedy Nicole poszła się przebrać. Roxanne była dla mnie nad wyraz uprzejma, przeprosiła za przetrzymanie do późnej pory Niki, oraz mówiła o niej w samych superlatywach. Czułem dumę, słysząc jak dyrektorka wychwala dziewczynę. 
        - Trafił Ci się niezwykły Skarb, Harry. - poklepał mnie po ramieniu James, fotograf. - Nicole to cudo. 
        - Wiem. - odparłem krótko, będąc mega szczęśliwy. 
        - Idziemy? - zapytała brunetka stając tuż obok i chwytając mnie pod rękę. Przytaknąłem i skierowałem nas do wyjścia.
        - Czekaj. Jeszcze Alexis. - odezwała się spokojnie niebieskooka i zatrzymała mnie. Myślałem, że się przesłyszałem. 
        - Słucham?
        - Idzie z nami. Będzie u mnie nocować. 
        - No kurwa, bo jebnę. Nawet sobie nie żartuj. - warknąłem, zerkając na idącą do nas wysoką dziewczynę. Uśmiechała się cwanie i wiedziałem, że właśnie w głębi duszy świętowała swoje małe zwycięstwo. Co za przebiegła sucz. Ogarnęła mnie bezczelnym wzrokiem i objęła Nicole ramieniem, która nie odezwała się więcej ani słowem na temat Lex. Chociaż oczekiwałem jakichkolwiek wyjaśnień od brunetki nie doczekałem się. Miałem ochotę rozszarpać tą dziewuchę na kawałki, ale mimo wszystko musiałem ją tolerować. Była koleżanką dziewczyny, na której mi strasznie zależało, więc nie zrobiłem żadnej sceny. Starając zachować się odpowiedni dystans i wewnętrzny spokój, prowadziłem dziewczyny na parking, gdzie stał mój samochód.


*


     Przekręciłem klucz w drzwiach wpuszczając Nicole i Alexis pierwsze do środka. Wszedłem za nimi i zamknąłem drzwi. Na dobrą sprawę mógłbym jechać do domu, bo chyba nie byłem mile widziany w tym mieszkaniu. Nie za bardzo wiedziałem co miałem zrobić. Z jednej strony przecież przygotowałem kolację dla naszej dwójki i chciałem spędzić czas z Nicole, ale teraz romantyczna kolacja, nie byłaby już romantyczną kolacją przez "super" gościa, no i z drugiej strony - nie mogłem dać Alexis tej satysfakcji i zostawić ją samą z niebieskooką. Choćby nie wiem co, zostaję. - zawziąłem się w sobie i postanowiłem ignorować Lex. Musiałem wymazać jej obraz ze swojej głowy i traktować tak jakby jej w ogóle z nami nie było. Powietrze, ot co. 
Ściągnąłem buty i kopnąłem je pod ścianę, obok drzwi. Wziąłem głęboki oddech i poszedłem do kuchni, gdzie była brunetka. Gdy tylko przekroczyłem próg jej drobne ciało przylgnęło do mojego. Objęła mój kark rękami i pocałowała w policzek. Spojrzałem zdziwiony na nią, a ona zaśmiała się. 
       - Jesteś najlepszy na świecie. - powiedziała wtapiając swoje błękitne tęczówki w moje. - sama chyba nigdy nie posprzątałabym tego syfu. Mój kochany, Miś. 
       - Żaden problem. - udałem niewzruszonego i uciekałem wzrokiem po całym pomieszczeniu. 
       - No ej. - fuknęła, a kiedy próbowała się ode mnie odsunąć, przyciągnąłem ją za biodra i musnąłem jej pełne, różowe usta. - uroczy.
       - Wiem. - zaśmiałem się i pokazałem język Nicole, na co ona szturchnęła mnie w ramię i odeszła. 
       

      Siedzieliśmy przy stole, na którym pojawiło się jeszcze jedno nakrycie dla Alexis i w beznadziejnej ciszy konsumowaliśmy odgrzane spaghetti. Pomimo, że Niki poświęcała mi większość uwagi i tak byłem rozdrażniony obecnością niechcianej koleżanki. Przeszkadzało mi, że siedziała z nami i gapiła się ciągle na mnie wzrokiem pełnym nienawiści. Widziałem też jak patrzyła na Nicole. Wcale nie w sposób w jaki patrzy się na zwykłe koleżanki, a raczej na kogoś, kogo darzy się wyższym uczuciem. Ale nie miała ze mną szans. Brunetka była tylko moja. 
      - Dziękuję. - powiedziała Alexis wstając z krzesła. Zabrała talerz ze stołu wkładając go do zlewu. Przyglądałem się dziewczynie jak podwija rękawy w swojej bluzie i mierzy mnie wzrokiem, odkręcając kurek z wodą. Całe szczęście, że miała w sobie tyle kultury, by pomyć po sobie. Miałem ogromne ciśnienie na tą laskę. Gdyby zrobiła coś źle nie wahałbym się jej za to zjebać. - idę wziąć prysznic. - oznajmiła oschle, a mi ulżyło, bo nareszcie Lex zostawiła nas samych. 
Kiedy tylko dziewczyna wyszła z kuchni, Nicole podniosła się ze swojego miejsca i usadowiła się na moich kolanach obejmując mój kark rękoma. Oplotłem dziewczynę w pasie i przyglądałem się jej ślicznej buźce.
       - Przepraszam, Niedźwiadku. - usłyszałem dziecięcy głos, a cała moja złość odeszła w niepamięć, chociaż nie zamierzałem od razu pokazywać tego. 
       - Ojej, jak Ty do mnie ładnie mówisz. - odparłem z sarkazmem. - teraz to niedźwiadku, a tak to się do mnie całą drogę nie odzywałaś, ani nawet nie chciałaś dać mi ręki. - udałem obrażonego, a Nicole przysunęła twarz do mojej muskając czubek mojego nosa. 
       - Nie bądź zły. Obiecuję, że Alexis nie zostanie tutaj długo. - spojrzałem na nią krytycznie nie do końca wierząc w to co mówi. - wiem, że się postarałeś i doceniam to. - z obojętnym wyrazem twarzy patrzyłem na przejętą dziewczynę, której dłoń sunęła po moim policzku. - nooo Harold, hej. 
       - Nie mów tak do mnie, Nicole. - dziewczyna na moje słowa przewróciła teatralnie oczami, po czym ponownie się zbliżyła. - no i co byś chciała, co?
       - Buzi. - powiedziała słodkim głosem robiąc minę małego szczeniaczka. Pokręciłem głową śmiejąc się z niej. I jak miałem jej nie kochać? Nie dało się inaczej. Byłem zakochany we właścicielce turkusowych tęczówek do szaleństwa. Przycisnąłem ją mocniej do siebie, zaciskając ręce na biodrach brunetki i musnąłem dwa razy dolną wargę Niki. Nie ociągała się i momentalnie, gdy tylko moje usta dotknęły jej, złączyła nasze wargi w pełnym tęsknoty pocałunku, wplatając długie palce w moje włosy. Uwielbiałem kiedy bawiła się nimi i ciągnęła je od czasu do czasu. Przechodził mnie lekki dreszcz czując jak głaskała mnie za lewym uchem. Ta dziewczyna doskonale wiedziała co lubiłem i świetnie wiedziała jak zrobić by mnie zadowolić i udobruchać.

 Sto tysięcy dni nieskończonego szczęścia. Ja i ona - cały mój wszechświat.



~*~ 

Hejeczka, Misie! Wiem, wiem, wiem! Zawaliłam. Tyyyyle czasu mnie nie było. PRZEPRASZAM!! Oczywiście wszystko nadrobię - Wasze blogi, ale to jutro, bo jutro jest jak zawsze leniwa niedziela, a najlepsze na leniwą niedzielę jest co? No Wasze blogi! Ach, no i na drugim blogu też coś w końcu napiszę niebawem, także ten, czytajcie, sprawdzajcie jak chcecie ofc. Zmykam się w końcu ogarnąć, buziaki, Niedźwiadki! xoxo

wtorek, 11 marca 2014

Chapter 14. So maybe I'm a masochist, but I don't wanna ever leave.

      Właśnie skończyłam ponad godzinną rozmowę z mamą przez telefon. Jeszcze moment, a moje ucho zupełnie zwiędłoby i odpadło. Nie było mnie w domu dopiero tydzień, a moja rodzicielka zachowywała się w taki sposób jakbym wyjechała co najmniej parę lat temu i nie widziałaby mnie przez ten okres. Musiałam zdawać jej relację z każdego dnia, mówiłam co jadłam, a nawet jaka była pogoda i czy odpowiednio do niej się ubrałam. Miałam dwadzieścia lat, a wciąż czułam się jak trzynastolatka zaszczuta przez matkę. Okej, rozumiałam - martwiła się o swoje dziecko, ale czasami naprawdę miałam ochotę rzucić iPhone'm o ścianę i już więcej nie odbierać telefonu od upierdliwej mamy. Wzięłam głęboki oddech i dłonią potarłam ciepłe, czerwone ucho odkładając białego iPhone'a na karton stojący na środku pokoju, który miał być sypialnią. Przez calutki tydzień nie rozpakowałam prawie żadnego kartonu, jedynym w miarę posprzątanym pomieszczeniem w całym niedużym mieszkaniu była łazienka. Już drugiego dnia doprowadziłam ją do stanu używalności i poukładałam na szafkach swoje kosmetyki. Najważniejsze, że chociaż tam było czysto. Cała reszta to drobny szczegół, który miałam zamiar wkrótce uporządkować, ale najpierw musiałam ogarnąć swoje życie, które ostatnio całkowicie wymknęło się spod kontroli i skomplikowało się przez Harry'ego. Znowu się nie odzywał. Przyzwyczaił mnie do tego, że zawsze, gdy coś nie szło po jego myśli - milczał. Wyznał mi miłość, a później uciekł nie dając szansy na jakiekolwiek wytłumaczenie i zostawił mnie samą w rozsypce, i gdyby tego było mało nie dawał znaku życia. Tak jak za każdym razem próbowałam się z nim skontaktować. Unikał mnie. Dzwoniłam, pisałam sms'y, na próżno. Odpuściłam po paru dniach, bo wiedziałam, że prędzej czy później napisze, albo zadzwoni. Miałam deja vu. Ostatnio było niemalże identycznie. Nie chciałam go w żaden sposób zranić, po prostu nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Cholernie bałam się miłości, że ktoś mógł mnie pokochać, a ja nie byłabym w stanie odwzajemnić uczucia. Konsekwencją było skrzywdzenie drugiej osoby; w tym przypadku ucierpiał cudowny chłopak. Spanikowałam, stąd moja żałosna histeria.
Przez parę dni Harry siedział w mojej głowie non stop. Zastanawiałam się jak to możliwe by mógł zakochać się we mnie w ciągu niespełna trzech miesięcy, kiedy rzadko się widywaliśmy, a raczej prawie wcale. Rozmowy telefoniczne to nie to samo co spędzanie wspólnego czasu. Miałam nadzieję, że byłam jego kaprysem, a uczucie, którym mnie obdarzył na pewno nie była miłość. Może zauroczenie, fascynacja? Bardzo chciałam żeby wszystko wróciło do normy, bo tęskniłam za nim. Przywiązałam się do właściciela emeraldowych tęczówek i nie wyobrażałam sobie dni bez niego.

     Podskoczyłam stojąc w miejscu na dźwięk głośnego domofonu. Podeszłam do urządzenia i nie pytając kto idzie, nacisnęłam szary przycisk otwierający drzwi od klatki, po czym wróciłam do rzekomej sypialni i naciągnęłam przeźroczystą folię na dębowe panele. Dostałam tymczasowe mieszkanie od agencji, które mieściło się w samym centrum Londynu i gdybym miała płacić za wynajem ze swojej kieszeni na pewno nie wybrałabym takiej lokalizacji, gdzie ceny za jeden miesiąc były kosmiczne, ale za to wszędzie miałam blisko. Całe szczęście za wszystko płaciła agencja, która podpisała ze mną kontrakt. Mieszkanie nie było duże - dwa osobne pokoje, w pełni wyposażona łazienka i kuchnia, oraz prostokątny, długi przedpokój, w którym mieściła się ogromna szafa z wielkimi lustrami zamiast drewnianych płyt. Nie bardzo mogłam zrobić generalny remont, ale udało mi się wynegocjować z właścicielem przemalowanie ścian, bo skoro miałam tutaj mieszkać przez pół roku to chciałam mieć jako taki komfort i czuć się dobrze we "własnym" mieszkaniu. Na przykład kiedy wróciłabym zmęczona po całodniowej sesji, chciałabym się położyć w pokoju, gdzie będą jasne ściany, a nie pomalowane na znienawidzony przeze mnie czerwony kolor. Siłowałam się z otwarciem metalowego wieczka od puszki z farbą, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, bo odkąd tutaj mieszkałam nikt mnie nie odwiedził. Wszystkie sprawy z agentami załatwiałam na mieście. Może jakiś ciekawski sąsiad. - pomyślałam i podniosłam się z podłogi. Zmierzając w stronę drzwi zatrzymałam się w przedpokoju zerkając na swoje odbicie w lustrze. Moje włosy spięte były w niechlujnego koka, a biały t-shirt, jak i dżinsowe, krótkie spodenki ubrudzone farbą. Zresztą ja też byłam cała umazana. Z takim wyglądem zupełnie nie byłam przygotowana na gości i najchętniej pobiegłabym się szybko poprawić, gdyby nie to natarczywe pukanie. Przekręciłam górny zamek dwa razy w prawą stronę, później dolny i w końcu rozsunęłam łańcuszek naciskając na pozłacaną klamkę, a sekundę później żaden przedmiot, żadna przestrzeń, nic nie dzieliło mnie od niespodziewanego gościa. Zamurowało mnie, kiedy ujrzałam wysoką postać.
      - Cześć. - usłyszałam niepewny, zachrypnięty głos. 
      - Co tutaj robisz? - wypaliłam bez namysłu patrząc na przybitą twarz chłopaka. Nagle poczułam mocny ból serca. W jego zielonych tęczówkach nie było już radosnych iskierek, oczy Harry'ego już się nie śmiały, za to łatwo dostrzegłam w nich smutek. 
      - Pomyślałem, że może będziesz głodna i przyniosłem obiad. - wyciągnął przed siebie siatkę, gdzie w papierowych pudełkach zapakowane było domniemane jedzenie. Kiedy do moich uszu dotarło to zdanie niemalże wybuchnęłam Harry'emu śmiechem prosto w twarz. Co on sobie w ogóle myślał? Wiedziałam, że Loczek był najdziwniejszym stworzeniem jakie dotąd poznałam, ale w tamtym momencie przebił samego siebie. Nie bardzo rozumiałam jak odczytać jego "niespodziankę". Chyba najzwyczajniej w świecie robił sobie ze mnie jaja stojąc u progu moich drzwi z chińczykiem.
      - Skąd miałeś mój adres? - zapytałam wciąż zagradzając mu drogę do mieszkania. - poza tym, ja nie jem chińszczyzny. - brunet popatrzył na mnie z rozbawieniem wypisanym na twarzy unosząc lewą brew do góry. - czy Ciebie porąbało, Harry?
      - Ale... ee...
      - Nie mów nic. Teraz ja mówię! - przerwałam widząc zmieszanie na twarzy chłopaka. - nie odzywasz się, znowu, podkreślam ZNOWU. To nie pierwszy raz kiedy zachowujesz się jak szczeniak! Tak się nie robi... - wybuchłam. Straciłam wszystkie pokłady cierpliwości, które gromadziłam na czarną godzinę. - dobra, właź. - nie widząc żadnej reakcji z jego strony przesunęłam się w bok robiąc mu miejsce do przejścia i pociągnęłam go za rękaw od koszuli wpychając do środka. Chciałam wykorzystać to, że się zjawił i porozmawiać szczerze z brunetem o wszystkim co nas łączyło. Zamknęłam za nim drzwi i przekręciłam wszystkie zamki.
      - Uhu, zamierzasz mnie tutaj przetrzymywać? - zaśmiał się ukazując dwa urocze dołeczki w policzkach. Skarciłam go surowym spojrzeniem ignorując głupie pytanie.
      - Pokaż co tam masz. - warknęłam wyrywając Harry'emu siatkę z ręki i zerknęłam do środka. Od rana nie miałam niczego w buzi. Moim śniadaniem była kawa, a później byłam tak pochłonięta malowaniem ścian, że nie zwracałam uwagi na dokuczający mi głód, a zresztą brakowało czasu na pójście do sklepu, czy do knajpy na obiad, więc nie pogardziłam jedzeniem od Harry'ego. - ujdzie. - skomentowałam krótko i poszłam do pokoju.



~ ze strony Harry'ego ~


FLASHBACK.

       Jadąc windą w dół stałem odwrócony w stronę lustra i przyglądałem się pojedynczym łzom płynącym powoli po policzkach. Pieprzona bezsilność. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się płakać przez dziewczynę, jeszcze nigdy nie czułem czegoś tak silnego, czegoś co powodowało, że byłem kurwa cholernie bezradny wobec kogokolwiek. Spalałem się bez Nicole. A myśl, że teraz mogłem ją stracić przez moją miłość przerażała mnie najbardziej. W ogóle co za absurd - stracić kogoś przez to, że się kocha. Śmieszne. Żałowałem swoich słów dochodząc do wniosku, że mogłem dalej kryć się z uczuciami i być przy niej jako przyjaciel. Kochałbym ją po cichu trzymając uczucie w tajemnicy przed całym światem. Tylko ja i moja miłość. Przekrwionymi oczami tępo wpatrywałem się w odbicie żałosnego, naiwnego człowieka, którym byłem. Niewyobrażalny ból przeszywał moje serce.
Kiedy winda zatrzymała się na parterze szybkim krokiem udałem się do baru. Kolejna głupia decyzja, ale jedyne czego było mi trzeba to właśnie był alkohol. Idealny by na chwilę zapomnieć. Nałożyłem kaptur na głowę nie chcąc być rozpoznanym - co było dosyć trudne - ani nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji. Zdjęcia i autografy na chwilę obecną nie były wskazane w stanie, w którym się znajdowałem. Przetarłem twarz dłońmi ścierając łzy. Gdy wszedłem do hotelowego baru oczy zebranych wewnątrz zwróciły się w moją stronę. Zerknąłem na kilka nieznajomych postaci idąc przed siebie, a po chwili usiadłem na wysokim, czarnym krześle przy barze.
        - Czystą. - powiedziałem do kelnera, a on postawił przede mną kieliszek wrzucając do niego parę kostek lodu i zalał je przeźroczystą cieczą. Jednym haustem wypiłem pierwszego kielona krzywiąc się, kiedy cierpki płyn przepłynął przez gardło. Kiwnąłem kelnerowi, a on ponownie wypełnił szklane naczynie. Kilkakrotnie powtórzył tą czynność, aż w końcu kazałem zostawić butelkę i zacząłem polewać sobie sam. Lekarstwo nie działało. Piękna dziewczyna i jej zrozpaczona twarz wciąż widniały w moim umyśle. Dlaczego musiało dojść do czegoś takiego? Ona załamana siedziała na górze w moim pokoju, a ja zdołowany piłem. Nie powinno tak być. Powinniśmy być razem, ale nie miałem prawa zmuszać Nicole do odwzajemnienia moich uczuć. Czułem się winny, bo doprowadziłem ją do płaczu; przecież nienawidziłem, gdy płacze. Dzwoniła, ale nie miałem na tyle odwagi, by odebrać. Dupek ze mnie. Jak śmiałem zostawić ją samą? Wiedziałem co robiłem źle, ale nie potrafiłem temu nic zaradzić. Najbardziej czego się bałem to to, że zniszczyłem naszą przyjaźń i będę musiał odejść. Załamałem się i upiłem z rozpaczy.



*


      Co sobie wyobrażałem przemierzając po kolei każdy schodek prowadzący do drzwi Nicole? Nie miałem pojęcia, a kiedy już znalazłem się w jej mieszkaniu, wciąż nie mogłem siebie zrozumieć. Widząc ją po prawie dwutygodniowej przerwie nie mogłem oderwać od niej wzroku. Wyglądała słodko umazana farbą i rozwalonym kokiem na głowie. Zacisnąłem usta w cienką linię powstrzymując się by jej nie dotknąć. Dotyk delikatnej skóry Nicole wywołałby u mnie stado motyli i rozbudził tłumione przeze mnie uczucia. Od razu poznałem, że była na mnie wściekła i miała do tego pełne prawo. Zasłużyłem sobie na porządny opieprz, tym bardziej, że jak kretyn przyszedłem jak gdyby nic się nie stało i najlepsze było to, że zdawałem sobie z tego sprawę. Poszedłem za nią do pokoju i stanąłem w progu opierając się o framugę. Zanim Nicole zdążyła mnie ostrzec zorientowałem się, że właśnie ubrudziłem białą farbą rękaw od mojej granatowej koszuli w kratę.
      - Ściągaj ją. - Nicole stanowczym tonem zwróciła się do mnie. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem na co ona przewróciła oczami. - no koszulę. Zapiorę Ci ją, dopóki farba jest świeża.
      - Nie no, nie trzeba. Nic się nie stało. - odparłem zmieszany. Dziewczyna podeszła do mnie, a mój żołądek momentalnie się skurczył i w końcu wypuścił stado szalejących motyli, które starannie trzymałem w zamknięciu, gdy tylko tu przyszedłem.
      - Bez gadania.
      - Ale jesteś uparta. - westchnąłem rozpinając po kolei każdy guzik. Przyłapałem ją na tym, jak przyglądała się moim tatuażom i szybko odwróciła wzrok. Kiedy zostałem w samych spodniach podałem jej koszulę, a ona speszona zniknęła za drzwiami do łazienki. Usiadłem na materacu podpierając się łokciami na kolanach i rozglądałem się po niedużej sypialni zauważając kilka niedociągnięć w pomalowanych ścianach. Okręcałem głowę w każdą stronę, aż w pewnym momencie moją uwagę przykuł wielki misiek siedzący na fotelu przy oknie. Podniosłem się z miejsca i podszedłem do zabawki biorąc ją w swoje dłonie, przyglądałem się dużemu misiowi.
       - Koszula uratowana. - odwróciłem się gwałtownie na dźwięk głosu Nicole. Przestraszyła mnie.
       - Fajny misiek. - powiedziałem lekko zawstydzony jej przeszywającym wzrokiem.
       - To prezent, ale nie wiem od kogo. - wzruszyła ramionami i zaczęła wyciągać pudełka z jedzeniem. Poczułem się dziwnie na samą myśl, że brunetka miała cichego wielbiciela, który przysyłał jej słodkie prezenciki. Zazdrość. - skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
       - Wystarczyło zapytać odpowiednią osobę.
       - Ech, Alex... - bąknęła pod nosem rozkładając papierowe opakowania na jednym z kartonów. - sorry, ale nie mam jeszcze stołu.
Uśmiechnąłem się wyrozumiale i zająłem miejsce na podłodze obok dziewczyny. Przyglądałem się jak niezgrabnie posługiwała się pałeczkami i poirytowana nabierała sushi. Chciałem jakoś zagadać, pomóc Nicole, albo chociażby pokazać jej w jaki sposób powinna trzymać te pieprzone pałeczki, ale nie potrafiłem się przemóc. Paraliżowało mnie przy niej. Po paręnastu minutach zrezygnowana podniosła się z ziemi i bez słowa opuściła pokój, by chwilę później wrócić z widelcem, a ja straciłem swoją szansę do zaaranżowania pomocy. Zaśmiałem się pod nosem widząc znacznie bardziej zadowoloną dziewczynę, która rozgrzebywała ryż.
Siedzieliśmy w ciszy zajęci każdy swoim posiłkiem. Nie miałem odwagi odezwać się pierwszy. Wciąż głupio się czułem w jej towarzystwie. Poza tym to była strasznie dziwna sytuacja, której zupełnie nie przemyślałem. Po skończonym sushi posprzątałem po sobie i w milczeniu czekałem aż ona skończy jeść. Unikałem kontaktu wzrokowego, chociaż czułem jej wzrok na sobie. Utkwiłem oczy w oknie znajdującym się przede mną krzyżując ręce na piersi starałem uspokoić nierównomierny oddech.  Po co do cholery tutaj przylazłem? W myślach pytałem sam siebie. W całym pomieszczeniu wyczuć można było wyraźne gęstniejącą atmosferę. Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem głowę w stronę Nicole. Chciałem zachować się jak facet i zacząć jakąkolwiek rozmowę, a nie bawić się w podchody. Nie potrafiłem dłużej znieść tego napięcia między nami.
        - Pogadajmy. - wydusiłem, a nasze oczy spotkały się. - przepraszam za wszystko. - Nicole o mało nie zakrztusiła się kawałkiem ryby.
        - Za co Ty mnie przepraszasz, Harry? Za to, że wparowałeś tutaj bez zapowiedzi, czy za to, że zostawiłeś mnie wtedy samą? - powiedziała spokojnym tonem odkładając widelec na bok. Przez chwilę znowu zapanowała głucha cisza.
       - Za wszystko.
       - Za miłość? Przepraszasz mnie za miłość?! - Nicole podniosła głos, a ja patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami. Byłem zdziwiony jej reakcją. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc postanowiłem się nie odzywać i czekać na dalszy ciąg zdarzeń. Oparłem głowę o ścianę przymykając powieki. Byłem beznadziejnie zakochany w niej. Usłyszałem szelest i poczułem dłoń Nicole na swojej; ściągnęła moje ręce z kolan i usadowiła się między moimi nogami. Nie otworzyłem oczu chcąc napajać się jej kojącym dotykiem. Trzymałem małą dłoń brunetki w swojej, a ona kciukiem pocierała moją skórę na wierzchu dłoni. Słyszałem oddech mojej małej dziewczynki czując go na klatce piersiowej. Trwaliśmy w takim stanie przez moment. Nigdy nie czułem potrzeby trzymania kogoś za rękę tylko po to, by poczuć się choć odrobinę szczęśliwszy. - miś... - och, jak dawno nie słyszałem tego określenia z jej ust. Jedno, małe słowo, wypowiedziane szeptem spowodowało, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Nikomu nie pozwoliłbym siebie tak nazywać. Przecież to było głupie, ale ona... ona mogła wszystko. Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią, chwytając ją za oba nadgarstki przyciągnąłem bliżej siebie i schowałem drobne ciało w swoich ramionach. Nie musiała nic mówić żebym wiedział, że była zagubiona.
       - Nie płacz. - wyszeptałem jej do ucha wciąż głaszcząc ciemne włosy Nicole, które wcześniej rozpuściłem.
       - Nie chciałam Cię zranić. Potrzebuję czasu. - oderwała się ode mnie i wytarła mój mokry, od jej łez, tors. - nie wiem co czuję... - posłałem jej delikatny uśmiech, ale w środku krzyczałem z rozpaczy. Odgarnąłem pojedyncze kosmyki jej włosów, które przywarły do mokrych policzków i założyłem je za uszy Nicole. Musnąłem czoło dziewczyny i podniosłem się na równe nogi.
      - Pójdę już. - powiedziałem, a wzrokiem szukałem mojej koszuli.
      - Co?! - popatrzyłem w dół na dziewczynę siedzącą na zimnej posadzce i widziałem jak z niebieskich oczu płyną nowe łzy. - znowu uciekasz! Dlaczego jesteś taki nieodpowiedzialny, Harry?! - podparła się rękami o panele i szybko uniosła się stając na przeciwko mnie.
       - Gdzie jest moja koszula? Muszę się ubrać. - zignorowałem ją.
       - Nie oddam Ci jej. - mówiła błądząc wzrokiem rozpaczliwie po mojej twarzy. - nie zostawiaj mnie, Harry. Nie tym razem, kiedy potrzebuję Cię jak nigdy przedtem. Pomóż mi zrozumieć siebie. - płakała. Znowu. - zostaniesz na noc? Jak przyjaciel... - zerknęła załzawionymi oczami, a samo słowo "przyjaciel" odbiło się echem po mojej głowie. - nie chcę być sama. - nie umiałem odmówić. Przytaknąłem jednym kiwnięciem głowy, a Nicole trochę się uspokoiła.


      *


      Na całym osiedlu wysiadło zasilanie i w mieszkaniu zapanowała zupełna ciemność. Nicole panicznie bała się ciemności, więc kiedy szukałem świeczek w kuchni, stała obok mnie trzymając się mojego ramienia. Chodziła za mną jak cień. Nawet w ubikacji byliśmy razem. Mimo tego, że w łazience było tak ciemno, że ledwo widziałem kontur własnej ręki przed oczami, musiałem je całkowicie zasłonić i odwrócić się tyłem. Kto by pomyślał, że brak prądu zadziała na naszą korzyść i oboje wyluzujemy na jakiś czas zapominając o wcześniejszej rozmowie. Zapaliłem ostatnią świeczkę kładąc ją na kartonie i usiadłem na skraju materaca, gdzie leżała brunetka. Pokój oświetliłem tylko małymi wkładami, ale one dawały wystarczające światło, żeby rozwiać strach Nicole. Wyciągnąłem iPhone'a z kieszeni sprawdzając zegarek - dwie minuty po dwudziestej trzeciej. Siedziałem tyłem do dziewczyny patrząc na mały płomień unoszący się nad świeczką, gdy poczułem jej dłoń na swoich gołych plecach. Sunęła palcem wzdłuż mojego kręgosłupa.
       - Jest Ci zimno. - usłyszałem za sobą, a chwilę później ciepły policzek Nicole przywarł do moich chłodnych pleców. Jej obie ręce obejmowały mnie w pasie. - oddam Ci swoje ciepło. - zachichotała przyciskając swoje ciało do mojego.
       - Wariatka.
       - Ej! Czemu zawsze mnie tak nazywasz? - udała oburzenie, a ja odwróciłem się w jej stronę.
       - Bo jesteś małą wariatką. - powiedziałem z uśmiechem na twarzy, na co Nicole zrobiła kwaśną minę.
Nachyliła się nade mną i sięgnęła po butelkę z wodą. Odkręciła zieloną nakrętkę i wzięła kilka łyków, po czym końcem języka oblizała dolną wargę. Mój umysł oszalał. Ona była idealna. Wszystko co robiła wywoływało u mnie falę nowych, nieznanych mi do tej pory uczuć. Nie odrywając ze mnie wzroku położyła się na materacu. Krótka bluzka pod którą nie było stanika podwinęła się prawie pod sam biust ukazując w pełnej okazałości jej jasny, płaski brzuch. Spodenki zsuwały się z wystających kości biodrowych, a spod nich wyłaniała się różowa oblamówka od bielizny. Ciemne włosy Nicole rozłożone były na poduszce, a pełne usta dziewczyny były lekko rozchylone. Długie, chude nogi miała lekko zgięte w kolanach. W półmroku, oświetlana przez małe płomienie tlące się ze świeczek, wyglądała jak anioł. Miałem ochotę rzucić się na nią, całować odkryte części jej ciała, smakować jej ust i mówić jaka piękna była. Wyobraźnia podsuwała mi sceny, o których mogłem tylko pomarzyć i które musiały pozostać w moim umyśle. Nicole była jak zakazany owoc - dla własnego dobra wolałem nie robić nic, czego mógłbym żałować.
       - Harry... połóż się koło mnie. - ciszę przerwał jej spokojny głos. Prawie bezszelestnie zrobiła mi miejsce obok. Patrzyła na mnie wyczekująco, kiedy nadal nie zmieniłem swojej pozycji siedzącej. Wyciągnęła w moim kierunku rękę i złapała mnie za nadgarstek przysuwając do siebie. Poddałem się. Ułożyłem się wygodnie na plecach, a Nicole położyła głowę na moim torsie i mocno wtuliła się we mnie. Naciągnąłem na nasze ciała kołdrę i zatopiłem twarz we włosach brunetki zaciągając się truskawkowym zapachem jej włosów. - opowiedz mi bajkę.
        - Nie ma mowy. - zaśmiałem się i patrzyłem na dziewczynę, która podpierała się rękami o moją klatkę piersiową i obserwowała mnie bystrym wzrokiem.
        - Nooo opowiedz. - nalegała.
        - Wstydzę się. - dziewczyna przechyliła głowę w bok unosząc lewą brew do góry i bawiła się moimi palcami, od czasu do czasu zerkając na mnie spod byka.
       - Jakoś wcześniej opowiadałeś mi bajki. - rzuciła tonem rozkapryszonego dziecka, które nie dostawało upragnionej zabawki.
       - Wcześniej dzielił nas telefon. - wystawiłem jej język.
       - Okropny jesteś. - burknęła i położyła się na drugim końcu materaca, odwracając się do mnie bezczelnie tyłkiem.
Przewróciłem oczami i złapałem w dwa palce koniec swojego nosa wypuszczając powietrze z ust. Wiedziałem, że dopóki Nicole nie dostanie tego co chce, będzie obrażona. Zastanowiłem się przez moment jaką pierdołę mógłbym jej wcisnąć, żeby przestała się boczyć. Poprawiłem się zakładając ręce pod głowę i wyraźnie zacząłem mówić.
       - Jeszcze nie tak dawno temu pewien książę spotkał na swojej drodze księżniczkę... - kątem oka popatrzyłem w stronę Nicole, która poruszyła się i wyjrzała zza ramienia mierząc mnie wzrokiem. Zapewne myślała, że znowu postawiła na swoim, ale nie tym razem. Chciałem ją zrobić na złość, więc patrząc prosto w jej turkusowe tęczówki z cwanym uśmieszkiem dodałem - i to było najgorsze co mu się przytrafiło, bo księżniczka okazała się małą, rozkapryszoną i przede wszystkim obrażalską zołzą. - powiedziałem na jednym wydechu i uśmiechnąłem się pod nosem wstrzymując powietrze, by nie zaśmiać się. Nicole jak poparzona poderwała się i usiadła na materacu przede mną, rzucając we mnie poduszką, a ja wybuchnąłem śmiechem.
       - Idiota! Nie jestem zołzą!
       - A skąd wiesz, że to było o Tobie? Już sobie nie dodawaj! - śmiałem się osłaniając się rękami przed kolejnymi ciosami miękką poduszką.
       - O Ty, podły! - powiedziała mocniejszym tonem, a ja wyrwałem jej "broń" z rąk i rzuciłem na bok. Patrzyliśmy na siebie w skupieniu, a pokój wypełniały nasze szybkie oddechy. Złapałem Nicole za biodra kładąc ją na swoim ciele. Przeczesałem palcami jej poczochrane włosy, a dłoń dziewczyny spoczęła na mojej twarzy. Palcem wskazującym wodziła po mojej dolnej wardze. Mój żołądek wywrócił się do góry nogami, a serce omal nie wyrwało się z piersi. Nasze twarze dzieliły od siebie milimetry, a jej oczy wywiercały w mojej twarzy dziurę. Przełknąłem niespokojnie ślinę i położyłem swoją dużą dłoń na dłoni Niki, przytrzymując ją na swoim policzku. Zacząłem składać drobne całusy po wewnętrznej stronie jej dłoni przyglądając się dziewczynie. Przymknęła powieki pozwalając całować się po ręce. Piersi Nicole unosiły się w górę i opadały w dół w nierównomiernym tempie. Chwyciłem za jej udo i podciągnąłem wyżej, żeby mieć lepszy dostęp do pełnych, różowych ust dziewczyny. Byłem masochistą i hipokrytą. Doskonale wiedziałem, że po wszystkim co między nami by zaszło, będę cierpiał, bo dla niej to byłyby kolejne, nic nie znaczące, wspólnie spędzone miło chwile, a dla mnie to coś, na co czekałem od tygodni. Nicole na moment otworzyła swoje prześliczne, niebieskie tęczówki wtapiając się w moje, ale znów je zamknęła, gdy moje wargi spoczęły na jej. Powoli muskałem usta Nicole; nie czekałem długo na reakcję. Dłonie brunetki objęły moją twarz, a usta masowały moje. Pogłębiała pocałunek całując mnie coraz zachłanniej. Nasze języki ocierały się o siebie i przepychały ze sobą. Lubiłem jak Nicole podgryzała moją dolną wargę, a później łagodziła ból delikatnymi całusami. Głaskałem jej nagie plecy, czując pod opuszkami palców aksamitną skórę dziewczyny. Usta Nicole zwalniały, a intensywność pocałunków nie była już taka duża. Całowałem ukochane usta dziewczyny z czułością i tęsknotą. W ruchu jej warg mogłem poczuć takie same uczucia, którymi ja się kierowałem. Trzymała moją twarz w swoich małych dłoniach i kciukami pocierała o moją żuchwę, kiedy oderwała usta i przylgnęła swoim czołem do mojego. Potarłem nosem o jej i musnąłem po raz ostatni wilgotne wargi Niki. Uśmiechnęła się na ten gest owiewając moją twarz ciepłym oddechem. Przymknęła oczy nie przestając masować mojej szczęki. Wsłuchiwałem się w szybkie bicie jej serca i niespokojny oddech. Kochałem ją najmocniej jak tylko mogłem i oddałbym jej całego siebie, gdyby tylko chciała.




 ~*~

Siemanko! PRZEPRASZAM, że czekaliście tak długo, ale kurde, brakuje mi czasu. :/ Słabo, wiem. Pisałam ten rozdział chyba najdłużej ze wszystkich. Nie podoba mi się, średniawka, nie. Proszę o wybaczenie za taki szajs, którym Was dzisiaj uraczyłam.
 Na moim drugim blogu powinien dzisiaj też pojawić się kolejny rozdział, także ten - wpadajcie. 

Btw. jak się dodaje kogoś do obserwowanych? Bo chciałabym zaobserwować blogi, które czytam, byłoby mi łatwiej i przede wszystkim byłabym na bieżąco z Waszymi rozdziałami, ale nie umiem ogarnąć tego, więc napiszcie mi jak to się robi XD haha. dzieenyyy.

LOVE. xoxo