Pierwszy raz, od miesiąca przespałem całą noc, bez koszmarów, nie budząc się, ani razu. Moja psychika, która jeszcze jakiś czas temu była na wykończeniu teraz zdawała się powoli regenerować. Starałem się wrócić do wcześniejszego stanu, w którym byłem zanim to wszystko się stało. Nicole przestała próbować się ze mną kontaktować już po paru dniach. I dobrze. Nie chciałem jej słuchać, ani tym bardziej widzieć. Nie mógłbym się na nią patrzeć. Każdego dnia próbowałem sobie wmawiać, że jej nienawidzę, że nie kocham i w dzień faktycznie udawało mi się oszukać samego siebie - nienawidziłem, ani nie czułem nic, ale w nocy... wtedy było najgorzej. Bolało mnie serce, a z oczu płynęły łzy. Nie mogłem znieść bólu rozrywającego moją klatkę piersiową. Nigdy nikt tak dotkliwie nie zranił mnie. Gdybym od początku wiedział jaka naprawdę była moja urocza Nicole nie wpakowałbym się w to gówno. Ale skąd mogłem wiedzieć? Byłem pewien, że chociaż w połowie nie przeżywała tego co ja, o ile w ogóle jakkolwiek wzruszyło ją nasze "rozstanie". Nie chciałem o niej więcej rozmyślać, musiałem wyrzucić ją z pamięci, i codziennie powtarzać sobie, że nie mogę się złamać, bo inaczej ta chora miłość wykończy mnie.
No Harry, progres jest, dasz radę - powtarzałem w myślach siadając na łóżku. Przetarłem twarz dłońmi czując pod nimi wyraźny, kilkudniowy zarost i zerknąłem na zegarek, pokazywał trzynastą. Pora by w końcu wstać i się ogarnąć. Spojrzałem w lustro - nie wyglądałem najlepiej, chociaż moje oczy były mniej podkrążone niż ostatnio. Wziąłem dłuższy prysznic, ogoliłem się, bo z zarostem nie czułem się komfortowo, ubrałem swoje czarne spodnie z dziurami, a przez głowę przeciągnąłem zwykłą białą bluzkę na krótki rękaw. Na głowie zawiązałem sobie chustkę - moje włosy były już stanowczo za długie, a ja byłem zbyt leniwy, żeby je codziennie układać, albo zadzwonić po Lou i poprosić, by je odrobinę podcięła. Zresztą nawet pomysł z noszeniem chustki mi się podobał. Chodziłem po całej sypialni szukając prawego buta, ale w bałaganie, który miałem w garderobie, no i w pokoju, nie wspominając już o całym domu, niczego nie umiałem znaleźć. Schyliłem się i zajrzałem pod łóżko, po czym wygrzebałem brązowego buta. Założyłem moje ulubione sztyblety na stopy i upewniłem się, czy aby na pewno wszystko ze sobą zabrałem.
Kiedy dojechałem na miejsce byłem spóźniony. Wyszedłem z samochodu i szybkim krokiem zmierzałem w kierunku ceglanego budynku. Chwyciłem za klamkę i otworzyłem białe drzwi wchodząc do środka. Z korytarza słychać było śmiechy chłopaków. Fajnie, że chociaż u nich było wszystko w porządku. Niby nie musiałem udawać przed przyjaciółmi, że się ogarnąłem, ale nie miałem zamiaru ich martwić i robić z siebie ofiary. Miałem dosyć tych samych pytań o moje samopoczucie. Nie ja jeden zostałem zraniony przez kobietę. Wziąłem głęboki oddech zanim przekroczyłem próg studia nagrań. Stanąłem w miejscu nie mogąc uwierzyć w to, że miał czelność się tutaj pojawić. Mój oddech przyspieszył, szczęka samoistnie się zacisnęła, a dłonie ułożyły się w pięści, kiedy zauważyłem Luke'a. Siedział na krześle na kolanach trzymając gitarę i wydawał się być zaskoczony moim przyjściem.
- Co on tutaj robi?! - syknąłem przez zęby patrząc na chłopaków, którzy byli widocznie zaskoczeni moją reakcją na kolegę. Nie powiedziałem im, że to właśnie z Luke'iem przespała się Nicole, ale gdy go zobaczyłem moje nerwy puściły i nie potrafiłem udawać.
- No jak to co? Przecież za pół roku startujemy z nową trasą, a chłopaki mają być z nami. Co Ty, Harry, nie pamiętasz? - zwrócił uwagę Louis.
- Nigdzie z nim nie jadę. Niech Paul załatwi inny support. - rzuciłem i zmierzyłem blondyna ostrym spojrzeniem.
- Stary, chodź pogadamy. - odezwał się Luke i odłożył gitarę na bok. Wstał rozkładając ręce na boki. Parsknąłem śmiechem kiwając głową. Co za typ. Jak w ogóle miał czelność przychodzić do naszego studia po wszystkim co mi zrobił? Nie miałem ochoty z nim dyskutować.
- Nie mamy o czym. Jesteś zwykłym kutasem. Nigdy nie sypia się z kobietą swojego kumpla, gnojku. - odparłem dosadnie przybliżając się do chłopaka i mierząc się z nim twarzą w twarz. Reszta towarzystwa przyglądała się naszej dwójce w milczeniu.
- Nie miałem pojęcia, że Nicole jest Twoją dziewczyną...
- Nie jest. - syknąłem przerywając mu tym samym i odwróciłem się plecami. Patrząc przed siebie, z zadartą głową, bez słowa wyszedłem z pomieszczenia. Czułem rosnącą w gardle gule i słone łzy próbujące wydostać się spod moich powiek. Wciąż bolało, tak samo mocno jak na początku. Nie spodziewałem się, że złamane serce potrzebuje tyle czasu, żeby się skleić. Przetarłem twarz dłońmi dochodząc do swojego samochodu. Siedząc na skórzanym fotelu za kierownicą poczułem wibrację w prawej kieszeni spodni. Wyciągnąłem iPhone'a ignorując połączenie od Louis'a, po chwili dostałem od niego wiadomości na które nie miałem zamiaru odpisywać, a przynajmniej nie teraz. Odrzuciłem telefon na siedzenie pasażera i już chciałem odpalać silnik, kiedy telefon ponownie zaczął wibrować. Widząc nieznany numer postanowiłem nie odbierać. Wyłączyłem wibrację i odjechałem spod budynku.
Stałem oparty o blat kuchenny tępo wpatrując się w ekspres do kawy i czekałem aż skończy przygotowywać moją mocną kawę, która była mi niezbędna do dalszego funkcjonowania. Po powrocie do domu oddzwoniłem do Louis'a tłumacząc, że źle się czułem w towarzystwie Luke'a i że wyjaśnię mu wszystko jak się spotkamy. Zaproponował, że wpadnie dzisiaj, ale nie wyraziłem zbytnio chęci na jego wizytę wykręcając się głupotami i umówiłem się z nim na jutro. Wyciągnąłem kubek z gorącym napojem i zanurzyłem w nim swoje wargi. Właśnie tego było mi trzeba. Już chciałem zabrać telefon z blatu, gdy ten rozdzwonił się. Znowu nieznajomy numer, który od trzech godzin nieustannie się do mnie dobijał. Przekląłem pod nosem i w końcu odebrałem, mając zamiar rozmówić się z natrętem.
- Halo?! - rzuciłem ostro, wolno wychodząc z kuchni.
- Harry, w końcu! Tu Alex. - zdziwiłem się słysząc po drugiej stronie słuchawki menadżera Nicole.
- Alex? Co się stało? - mój głos stał się spokojny wiedząc z kim mam do czynienia. Nic nie miałem do niego, wręcz przeciwnie - lubiłem go. Równy z niego facet.
- Przepraszam, że zawracam Ci głowę, ale nie mam bladego pojęcia do kogo mógłbym się zwrócić w tej sprawie...
- No mów, postaram się pomóc. - zapewniłem i usłyszałem westchnięcie.
- Wiem co zaszło między Tobą a tą wariatką...
- Alex, jeżeli masz zamiar namawiać mnie żebym z nią porozmawiał to nie licz na to. Nie chcę jej znać. - warknąłem opierając się bokiem o chłodną ścianę.
- Nie, nie, chodzi o to, że od wczoraj nie ma kontaktu z Nicole. Nie pojawiła się w agencji, nikt nie może się do niej dodzwonić, a ja nie jestem w stanie wrócić z Mediolanu, by sprawdzić co się dzieje. Będę dopiero jutro wieczorem, a nie wytrzymam do tyle czasu nie wiedząc, czy z Niki wszystko w porządku.
- Ok, a co ja mam z tym wspólnego?
- Ona nie ma nikogo w Londynie prócz Ciebie, Harry. Mógłbyś...
- Absolutnie nie! Nie pojadę do niej, nie ma mowy. - zaprzeczałem czując jak moje serce przyspiesza. Zdenerwowałem się.
- Proszę Harry. A jak coś się jej stało? Proszę Cię, pojedź tam. To dla mnie bardzo ważne.
- Dobra. Sprawdzę, czy żyje i wracam do siebie. Nawet nie będę z nią rozmawiać. - przewróciłem oczami i upiłem kolejne duże łyki kawy. Dlaczego nie potrafiłem być asertywny, tylko dałem się zmanipulować?
- Nie musisz. Dziękuję. Daj znać jak tylko wyjdziesz od niej. Powodzenia.
- Ta, dzięki. - westchnąłem i rozłączyłem się.
Odstawiłem kubek na stole i udałem się do garderoby. Wyciągnąłem czarne rurki i sprany, ciemny T-shirt. Wziąłem szybki prysznic, po czym ubrałem na siebie wcześniej przygotowane ciuchy. Zarzuciłem na wierzch bordową koszulę w kratę i zaczesałem do tyłu włosy. Będąc gotowy do wyjścia zerknąłem na moment w lustro, by przyjrzeć się temu hipokrycie w odbiciu; włączyłem alarm i zestresowany wyszedłem z domu.
Już sam fakt, że nie reagowała kiedy dzwoniłem na domofon mnie zaniepokoił. Bałem się co zastanę w mieszkaniu. Okropne obrazy przewijały się przez moją głowę, gdy wchodziłem po schodach na górę. Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić z niej te wszystkie straszne wizję i spojrzałem na zegarek znajdujący się na nadgarstku. Było po dziewiętnastej. Czułem coraz większe zdenerwowanie zbliżając się do jej drzwi. Moje serce rosło, kiedy od mieszkania Nicole dzieliły mnie tylko trzy schody i drewniana płyta. Chwyciłem się poręczy i podciągnąłem stając przed dębowymi drzwiami. Podniosłem rękę układając dłoń w pięść, by móc zapukać, ale powstrzymałem się i odwróciłem na pięcie w zamiarze ucieczki. Po co ja tu przylazłem? - pytałem się w myślach, po czym przypomniałem sobie rozmowę z Alex'em i wróciłem pod drzwi. Robiłem to wyłącznie ze względu na jej menadżera, bo mnie o to poprosił. Kilka głębokich oddechów i wreszcie odważyłem się zapukać. Tak jak myślałem - nie otwierała. Z jednej strony ulżyło mi, że nie zastałem jej w domu, bo wtedy z czystym sumieniem mogłem sobie pójść, ale z drugiej - co jeśli była za drzwiami w złym stanie? Moja wyobraźnia przejęła nade mną kontrolę i nie pozwoliła odejść. Nacisnąłem na klamkę, która ku mojemu zdziwieniu ustąpiła. Pchnąłem lekko drzwi i zajrzałem do środka.
- Nicole? - odezwałem się niepewnie wchodząc do mieszkania i zamykając za sobą dębowe drzwi. - Nicole, to nie jest śmieszne. Gdzie jesteś? - zero odzewu. Zajrzałem do dużego pokoju, a moje oczy szerzej się rozpostarły, widząc, że w pomieszczeniu panował totalny bałagan, a w oczy rzuciły mi się plastikowe woreczki z białym proszkiem porozrzucane po podłodze, a ich zawartość była rozsypana na szklanym stoliku i panelach. Przekląłem pod nosem wychodząc z pokoju. Co ta dziewczyna wyprawiała? Miałem nadzieję, że to co przed momentem zobaczyłem nie należało do Nicole. Nie było potrzeby zaglądać do innych pomieszczeń, kiedy zauważyłem delikatne światło padające przez mleczną szybę w łazience. Mój żołądek skurczył się, gdy podszedłem pod drzwi i nasłuchiwałem jakichkolwiek odgłosów - cisza. Zapukałem kilka razy i kiedy nie dostałem żadnej odpowiedzi wolno pociągnąłem za klamkę.
- Nicole? Nicole! - nie wahając się podbiegłem do wanny, w której leżała brunetka, a ona nagle zniknęła pod mętną wodą. Przez chwilę patrzyłem jak leży pod nią, a jej ciemne włosy wypływają na powierzchnię. Miałem nadzieję, że i ona lada chwila wynurzy się, ale gdy się tak nie stało przerażony wlazłem do wanny i chwyciłem ją za ramiona wyciągając spod chłodnej wody. Poczułem ogromną ulgę kiedy dziewczyna wzięła głęboki oddech. - co robisz, wariatko?! - krzyczałem, a ona nic nie mówiąc patrzyła na mnie rozbieganymi, błękitnymi oczami. Przyciągnąłem do siebie jej chude, blade ciało zamykając je szczelnie w swoich ramionach. Jej mokre plecy dotykały mojego torsu, a ja opierając policzek o mokre włosy Nicole głaskałem jej ramiona. Nic nie mówiliśmy. Trwaliśmy przez dłuższy czas razem w wannie wypełnionej zimną wodą. Wydawało mi się, że Nicole płakała, ale nie chciałem tego sprawdzać. Nienawidziłem widoku jej łez, więc udawałem, że nie słyszę jak szlocha. Byłem tchórzem. Bałem się konfrontacji, chociaż wiedziałem, że prędzej czy później taka nastąpi. Odwróciła się w moją stronę, a jej włosy przykleiły się do piersi. Przetarła twarz dłońmi rozmazując jeszcze bardziej rozmazany już i tak makijaż. Zbliżyła się, a moje serce na moment przestało bić. Obserwowałem jak palce Nicole suną po moim policzku chcąc nie zwracać uwagi na jej łzy.
- Przepraszam. - wyszeptała i ukazując swoje nagie ciało w całej okazałości zgrabnie wyszła z wanny. Obwiązała się ręcznikiem i opuściła łazienkę zostawiając mnie samego z myślami.
Nabrałem wody w dłonie i obmyłem nimi twarz, by w ten sposób ogarnąć się jakoś. Po pięciu minutach również wyszedłem z wanny. Stanąłem na środku łazienki, a z moich ciuchów kapała woda. Odszukałem byle jaki ręcznik osuszając się nim, jednak na marne. Łącznie z butami wszystko miałem przemoczone.
Szedłem przez przedpokój do wyjścia zostawiając za sobą mokre ślady. Nicole ubrana w białą koszulkę i bokserki stała oparta o framugę z rękami założonymi na piersi. Starałem się na nią nie patrzeć, ale to było silniejsze ode mnie. Wyglądała niewinnie, chociaż wcale taka nie była. Wilgotne włosy układały się w fale, które swobodnie opadały wzdłuż jej ramion, a jasna, nieskazitelna twarz, niepokryta była, ani gramem makijażu. Dlaczego nie mogłaby być takim aniołem zawsze?
- Harry... - głos Nicole był delikatny. Przymknąłem powieki i ze spuszczoną głową zatrzymałem się przy niej. - zamierzasz wyjść w mokrych ciuchach? - zapytała jak gdyby nigdy nic. Myślałem, że zacznie mnie wypytywać o powód mojego przyjścia, albo będzie mnie zatrzymywać, a ona po prostu spytała, czy wracam do domu w mokrych ubraniach.
- No. - burknąłem pod nosem i podszedłem do drzwi łapiąc za klamkę. Zanim nacisnąłem zerknąłem na dziewczynę czekając na chociażby jeden jej ruch. W głębi duszy chyba chciałem, żeby zaczęła płakać i zatrzymywać mnie zmiękczając tym moje serce, żebym został przy niej tłumacząc się przed samym sobą, że przecież nie mogłem zostawić jej w takim stanie, ale teraz, kiedy ona była zimna jak lód nie oczekiwałem już niczego.
~ ze strony Nicole ~
Patrzyłam jak odchodzi, chociaż wcale tego nie chciałam. Nie zamknął za sobą drzwi i ja też ich nie zamknęłam, jakbym czekała, że może za chwilę wróci. Jego kroki cichły, gdy przemierzał kolejne piętra w dół. Nie mogłam pozwolić, by odszedł. Wybiegłam z mieszkania poślizgując się na mokrej podłodze i gdybym nie złapała się poręczy wywróciłabym się. Przeskakiwałam boso kolejne schody wołając za chłopakiem. Starałam omijać się mokre ślady na schodach, żeby z nich nie spaść.
- Harry! Harry zaczekaj! - zawołałam wychodząc z klatki i widząc jak brunet zbliża się do swojego samochodu. - Harry! Proszę Cię, wróć! - przekrzykiwałam jeżdżące autobusy i samochody czując jak moje policzki zalewają się słonymi łzami. Stałam pod blokiem patrząc w stronę mężczyzny, który był dla mnie wszystkim, a ja z własnej winy to wszystko straciłam. Kiedy widziałam, że nic więcej nie wskóram odwróciłam się i wolnym krokiem, na bosaka szłam po chropowatej powierzchni chodnika w stronę drzwi od klatki. Dzwoniłam po kolei do sąsiadów, by któryś mi otworzył, kiedy nagle poczułam jak czyjaś dłoń oplata mój nadgarstek i przyciąga do siebie. Harry. Stał na wprost mnie. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo złapał moją twarz w dłonie i pocałował mnie w usta. Byłam w szoku. Od razu zawiesiłam ręce na jego ramionach splatając palce na jego karku i oddawałam pocałunek z taką samą tęsknotą jaką on miał w sobie. Moje serce od miesiąca nie biło takim tempem. Cudownie było poczuć znowu to uczucie, kiedy Harry był obok, dotykał mnie i całował. Znowu w moim żołądku szalało stado motyli, a nogi zrobiły się jak z waty i ciężko było na nich ustać. Czułam też jak moja twarz nabiera kolorów, które odeszły ode mnie, wraz z Harry'm. Tym pocałunkiem chłopak tknął we mnie na nowo życie. Jego jeden pocałunek rozbudził nadzieję na to, że może znów być dobrze... z nim. Delikatnie odkleił swoje usta od moich wciąż trzymając moją twarz w swoich dużych dłoniach i przyglądał mi się uważnie. Wpatrywałam się w bruneta i w jego zielone tęczówki - tęskniłam za tym. Twarz Harry'ego nadal była poważna. Oddychałam szybciej mając rozchylone usta. Nie obchodził mnie otaczający nas świat. Liczył się tylko Harry. Zawiał mocny wiatr, a ja poczułam na nosie pierwszą kroplę deszczu, zaraz kolejną i jeszcze jedną, aż w końcu rozpadało się na dobre. Nie przejmowałam się ogromnym grzmotem, który przestraszył dzieci czekające na autobus na przystanku.
- Kocham Cię. - powiedziałam cicho.
- Hm? - dopytał Harry nachylając się nade mną.
- Kocham Cię. - odpowiedziałam, a w tym samym momencie znowu głośno zagrzmiało. Zrezygnowana przewróciłam oczami, widząc jak chłopak kręci głową dając do zrozumienia, że nie usłyszał. Może to jakiś znak? Może nie powinnam wyznawać mu miłości? Mówiłam w myślach, ale moja podświadomość zaprzeczała tym pytaniom. Przecież go kocham. Inaczej nie cierpiałabym po tym jak odszedł, nie przejmowałabym się, że go zdradziłam, nie czułabym wyrzutów sumienia, gdybym go nie kochała, nie odczuwałabym tych zawrotów głowy, kiedy mnie całował, mój żołądek nie kurczyłby się, ani nie szumiałoby mi w uszach, kiedy mnie dotykał. Nigdy nikt, nie wywoływał u mnie takich emocji, nawet Martin, którego wydawało mi się, że darzyłam go silnym uczuciem miłości. - Harry, kocham Cię! - krzyknęłam równo z piorunem. - słyszysz?! KOCHAM. - chłopak nic nie mówił. Patrzył na mnie jak na zjawisko, a ja nagle poczułam jak zrzucam z siebie ogromny ciężar przyznając się przed samą sobą, jak i przed nim, że się zakochałam. - wszystko ok? - zapytałam z troską, a on pokiwał głową.
- Nie Nicole, nie jest ok. Nie kochasz mnie.
- Co? - tym razem to ja spojrzałam na niego jak na idiotę. - kocham. Nie możesz mówić mi co czuję. To nielogiczne.
- Gdybyś mnie kochała... - westchnął i odwrócił głowę w drugą stronę patrząc na jezdnię. Wiedziałam co chciał powiedzieć. Gdybym go kochała nie zdradziłabym go.
- Tak, ale w tamtym momencie, kiedy to robiłam nie myślałam o konsekwencjach, ani nie byłam pewna swoich uczuć. - mówiłam. - dobrze wiesz, że bałam się miłości... zresztą nadal się jej boję, ale teraz kiedy jestem pewna co czuję, nie popełnię tego błędu. Chcę być najlepsza, jedyna, dla Ciebie. Rozumiesz? Chcę Ci dawać szczęście i wszystko na co zasługujesz. Chcę zaryzykować, bo nie potrafię żyć bez Ciebie, Harry... - tłumaczyłam spoglądając w emeraldowe tęczówki chłopaka i czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Ciężkie krople deszczu spadały z gęstych, szarych chmur na jego kasztanowe loki, które z każdą jedną kroplą opadały, ciemna koszulka przylgnęła do idealnie wyrzeźbionego ciała Harry'ego uwydatniając wyraźnie zaznaczone mięśnie. Mój piękny. Zmarszczył czoło i pociągnął nosem.
- Nie chcę żebyś zmokła. Chodźmy do domu. - spokojnym głosem przełamał ciszę panującą między nami i podniósł mnie z zimnego chodnika. Złapałam się mocno jego szyi i pozwoliłam się wnieść na ostatnie piętro, gdzie znajdowało się moje mieszkanie.
*
Stałem oparty o blat kuchenny tępo wpatrując się w ekspres do kawy i czekałem aż skończy przygotowywać moją mocną kawę, która była mi niezbędna do dalszego funkcjonowania. Po powrocie do domu oddzwoniłem do Louis'a tłumacząc, że źle się czułem w towarzystwie Luke'a i że wyjaśnię mu wszystko jak się spotkamy. Zaproponował, że wpadnie dzisiaj, ale nie wyraziłem zbytnio chęci na jego wizytę wykręcając się głupotami i umówiłem się z nim na jutro. Wyciągnąłem kubek z gorącym napojem i zanurzyłem w nim swoje wargi. Właśnie tego było mi trzeba. Już chciałem zabrać telefon z blatu, gdy ten rozdzwonił się. Znowu nieznajomy numer, który od trzech godzin nieustannie się do mnie dobijał. Przekląłem pod nosem i w końcu odebrałem, mając zamiar rozmówić się z natrętem.
- Halo?! - rzuciłem ostro, wolno wychodząc z kuchni.
- Harry, w końcu! Tu Alex. - zdziwiłem się słysząc po drugiej stronie słuchawki menadżera Nicole.
- Alex? Co się stało? - mój głos stał się spokojny wiedząc z kim mam do czynienia. Nic nie miałem do niego, wręcz przeciwnie - lubiłem go. Równy z niego facet.
- Przepraszam, że zawracam Ci głowę, ale nie mam bladego pojęcia do kogo mógłbym się zwrócić w tej sprawie...
- No mów, postaram się pomóc. - zapewniłem i usłyszałem westchnięcie.
- Wiem co zaszło między Tobą a tą wariatką...
- Alex, jeżeli masz zamiar namawiać mnie żebym z nią porozmawiał to nie licz na to. Nie chcę jej znać. - warknąłem opierając się bokiem o chłodną ścianę.
- Nie, nie, chodzi o to, że od wczoraj nie ma kontaktu z Nicole. Nie pojawiła się w agencji, nikt nie może się do niej dodzwonić, a ja nie jestem w stanie wrócić z Mediolanu, by sprawdzić co się dzieje. Będę dopiero jutro wieczorem, a nie wytrzymam do tyle czasu nie wiedząc, czy z Niki wszystko w porządku.
- Ok, a co ja mam z tym wspólnego?
- Ona nie ma nikogo w Londynie prócz Ciebie, Harry. Mógłbyś...
- Absolutnie nie! Nie pojadę do niej, nie ma mowy. - zaprzeczałem czując jak moje serce przyspiesza. Zdenerwowałem się.
- Proszę Harry. A jak coś się jej stało? Proszę Cię, pojedź tam. To dla mnie bardzo ważne.
- Dobra. Sprawdzę, czy żyje i wracam do siebie. Nawet nie będę z nią rozmawiać. - przewróciłem oczami i upiłem kolejne duże łyki kawy. Dlaczego nie potrafiłem być asertywny, tylko dałem się zmanipulować?
- Nie musisz. Dziękuję. Daj znać jak tylko wyjdziesz od niej. Powodzenia.
- Ta, dzięki. - westchnąłem i rozłączyłem się.
Odstawiłem kubek na stole i udałem się do garderoby. Wyciągnąłem czarne rurki i sprany, ciemny T-shirt. Wziąłem szybki prysznic, po czym ubrałem na siebie wcześniej przygotowane ciuchy. Zarzuciłem na wierzch bordową koszulę w kratę i zaczesałem do tyłu włosy. Będąc gotowy do wyjścia zerknąłem na moment w lustro, by przyjrzeć się temu hipokrycie w odbiciu; włączyłem alarm i zestresowany wyszedłem z domu.
*
Już sam fakt, że nie reagowała kiedy dzwoniłem na domofon mnie zaniepokoił. Bałem się co zastanę w mieszkaniu. Okropne obrazy przewijały się przez moją głowę, gdy wchodziłem po schodach na górę. Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić z niej te wszystkie straszne wizję i spojrzałem na zegarek znajdujący się na nadgarstku. Było po dziewiętnastej. Czułem coraz większe zdenerwowanie zbliżając się do jej drzwi. Moje serce rosło, kiedy od mieszkania Nicole dzieliły mnie tylko trzy schody i drewniana płyta. Chwyciłem się poręczy i podciągnąłem stając przed dębowymi drzwiami. Podniosłem rękę układając dłoń w pięść, by móc zapukać, ale powstrzymałem się i odwróciłem na pięcie w zamiarze ucieczki. Po co ja tu przylazłem? - pytałem się w myślach, po czym przypomniałem sobie rozmowę z Alex'em i wróciłem pod drzwi. Robiłem to wyłącznie ze względu na jej menadżera, bo mnie o to poprosił. Kilka głębokich oddechów i wreszcie odważyłem się zapukać. Tak jak myślałem - nie otwierała. Z jednej strony ulżyło mi, że nie zastałem jej w domu, bo wtedy z czystym sumieniem mogłem sobie pójść, ale z drugiej - co jeśli była za drzwiami w złym stanie? Moja wyobraźnia przejęła nade mną kontrolę i nie pozwoliła odejść. Nacisnąłem na klamkę, która ku mojemu zdziwieniu ustąpiła. Pchnąłem lekko drzwi i zajrzałem do środka.
- Nicole? - odezwałem się niepewnie wchodząc do mieszkania i zamykając za sobą dębowe drzwi. - Nicole, to nie jest śmieszne. Gdzie jesteś? - zero odzewu. Zajrzałem do dużego pokoju, a moje oczy szerzej się rozpostarły, widząc, że w pomieszczeniu panował totalny bałagan, a w oczy rzuciły mi się plastikowe woreczki z białym proszkiem porozrzucane po podłodze, a ich zawartość była rozsypana na szklanym stoliku i panelach. Przekląłem pod nosem wychodząc z pokoju. Co ta dziewczyna wyprawiała? Miałem nadzieję, że to co przed momentem zobaczyłem nie należało do Nicole. Nie było potrzeby zaglądać do innych pomieszczeń, kiedy zauważyłem delikatne światło padające przez mleczną szybę w łazience. Mój żołądek skurczył się, gdy podszedłem pod drzwi i nasłuchiwałem jakichkolwiek odgłosów - cisza. Zapukałem kilka razy i kiedy nie dostałem żadnej odpowiedzi wolno pociągnąłem za klamkę.
- Nicole? Nicole! - nie wahając się podbiegłem do wanny, w której leżała brunetka, a ona nagle zniknęła pod mętną wodą. Przez chwilę patrzyłem jak leży pod nią, a jej ciemne włosy wypływają na powierzchnię. Miałem nadzieję, że i ona lada chwila wynurzy się, ale gdy się tak nie stało przerażony wlazłem do wanny i chwyciłem ją za ramiona wyciągając spod chłodnej wody. Poczułem ogromną ulgę kiedy dziewczyna wzięła głęboki oddech. - co robisz, wariatko?! - krzyczałem, a ona nic nie mówiąc patrzyła na mnie rozbieganymi, błękitnymi oczami. Przyciągnąłem do siebie jej chude, blade ciało zamykając je szczelnie w swoich ramionach. Jej mokre plecy dotykały mojego torsu, a ja opierając policzek o mokre włosy Nicole głaskałem jej ramiona. Nic nie mówiliśmy. Trwaliśmy przez dłuższy czas razem w wannie wypełnionej zimną wodą. Wydawało mi się, że Nicole płakała, ale nie chciałem tego sprawdzać. Nienawidziłem widoku jej łez, więc udawałem, że nie słyszę jak szlocha. Byłem tchórzem. Bałem się konfrontacji, chociaż wiedziałem, że prędzej czy później taka nastąpi. Odwróciła się w moją stronę, a jej włosy przykleiły się do piersi. Przetarła twarz dłońmi rozmazując jeszcze bardziej rozmazany już i tak makijaż. Zbliżyła się, a moje serce na moment przestało bić. Obserwowałem jak palce Nicole suną po moim policzku chcąc nie zwracać uwagi na jej łzy.
- Przepraszam. - wyszeptała i ukazując swoje nagie ciało w całej okazałości zgrabnie wyszła z wanny. Obwiązała się ręcznikiem i opuściła łazienkę zostawiając mnie samego z myślami.
Nabrałem wody w dłonie i obmyłem nimi twarz, by w ten sposób ogarnąć się jakoś. Po pięciu minutach również wyszedłem z wanny. Stanąłem na środku łazienki, a z moich ciuchów kapała woda. Odszukałem byle jaki ręcznik osuszając się nim, jednak na marne. Łącznie z butami wszystko miałem przemoczone.
Szedłem przez przedpokój do wyjścia zostawiając za sobą mokre ślady. Nicole ubrana w białą koszulkę i bokserki stała oparta o framugę z rękami założonymi na piersi. Starałem się na nią nie patrzeć, ale to było silniejsze ode mnie. Wyglądała niewinnie, chociaż wcale taka nie była. Wilgotne włosy układały się w fale, które swobodnie opadały wzdłuż jej ramion, a jasna, nieskazitelna twarz, niepokryta była, ani gramem makijażu. Dlaczego nie mogłaby być takim aniołem zawsze?
- Harry... - głos Nicole był delikatny. Przymknąłem powieki i ze spuszczoną głową zatrzymałem się przy niej. - zamierzasz wyjść w mokrych ciuchach? - zapytała jak gdyby nigdy nic. Myślałem, że zacznie mnie wypytywać o powód mojego przyjścia, albo będzie mnie zatrzymywać, a ona po prostu spytała, czy wracam do domu w mokrych ubraniach.
- No. - burknąłem pod nosem i podszedłem do drzwi łapiąc za klamkę. Zanim nacisnąłem zerknąłem na dziewczynę czekając na chociażby jeden jej ruch. W głębi duszy chyba chciałem, żeby zaczęła płakać i zatrzymywać mnie zmiękczając tym moje serce, żebym został przy niej tłumacząc się przed samym sobą, że przecież nie mogłem zostawić jej w takim stanie, ale teraz, kiedy ona była zimna jak lód nie oczekiwałem już niczego.
~ ze strony Nicole ~
Patrzyłam jak odchodzi, chociaż wcale tego nie chciałam. Nie zamknął za sobą drzwi i ja też ich nie zamknęłam, jakbym czekała, że może za chwilę wróci. Jego kroki cichły, gdy przemierzał kolejne piętra w dół. Nie mogłam pozwolić, by odszedł. Wybiegłam z mieszkania poślizgując się na mokrej podłodze i gdybym nie złapała się poręczy wywróciłabym się. Przeskakiwałam boso kolejne schody wołając za chłopakiem. Starałam omijać się mokre ślady na schodach, żeby z nich nie spaść.
- Harry! Harry zaczekaj! - zawołałam wychodząc z klatki i widząc jak brunet zbliża się do swojego samochodu. - Harry! Proszę Cię, wróć! - przekrzykiwałam jeżdżące autobusy i samochody czując jak moje policzki zalewają się słonymi łzami. Stałam pod blokiem patrząc w stronę mężczyzny, który był dla mnie wszystkim, a ja z własnej winy to wszystko straciłam. Kiedy widziałam, że nic więcej nie wskóram odwróciłam się i wolnym krokiem, na bosaka szłam po chropowatej powierzchni chodnika w stronę drzwi od klatki. Dzwoniłam po kolei do sąsiadów, by któryś mi otworzył, kiedy nagle poczułam jak czyjaś dłoń oplata mój nadgarstek i przyciąga do siebie. Harry. Stał na wprost mnie. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo złapał moją twarz w dłonie i pocałował mnie w usta. Byłam w szoku. Od razu zawiesiłam ręce na jego ramionach splatając palce na jego karku i oddawałam pocałunek z taką samą tęsknotą jaką on miał w sobie. Moje serce od miesiąca nie biło takim tempem. Cudownie było poczuć znowu to uczucie, kiedy Harry był obok, dotykał mnie i całował. Znowu w moim żołądku szalało stado motyli, a nogi zrobiły się jak z waty i ciężko było na nich ustać. Czułam też jak moja twarz nabiera kolorów, które odeszły ode mnie, wraz z Harry'm. Tym pocałunkiem chłopak tknął we mnie na nowo życie. Jego jeden pocałunek rozbudził nadzieję na to, że może znów być dobrze... z nim. Delikatnie odkleił swoje usta od moich wciąż trzymając moją twarz w swoich dużych dłoniach i przyglądał mi się uważnie. Wpatrywałam się w bruneta i w jego zielone tęczówki - tęskniłam za tym. Twarz Harry'ego nadal była poważna. Oddychałam szybciej mając rozchylone usta. Nie obchodził mnie otaczający nas świat. Liczył się tylko Harry. Zawiał mocny wiatr, a ja poczułam na nosie pierwszą kroplę deszczu, zaraz kolejną i jeszcze jedną, aż w końcu rozpadało się na dobre. Nie przejmowałam się ogromnym grzmotem, który przestraszył dzieci czekające na autobus na przystanku.
- Kocham Cię. - powiedziałam cicho.
- Hm? - dopytał Harry nachylając się nade mną.
- Kocham Cię. - odpowiedziałam, a w tym samym momencie znowu głośno zagrzmiało. Zrezygnowana przewróciłam oczami, widząc jak chłopak kręci głową dając do zrozumienia, że nie usłyszał. Może to jakiś znak? Może nie powinnam wyznawać mu miłości? Mówiłam w myślach, ale moja podświadomość zaprzeczała tym pytaniom. Przecież go kocham. Inaczej nie cierpiałabym po tym jak odszedł, nie przejmowałabym się, że go zdradziłam, nie czułabym wyrzutów sumienia, gdybym go nie kochała, nie odczuwałabym tych zawrotów głowy, kiedy mnie całował, mój żołądek nie kurczyłby się, ani nie szumiałoby mi w uszach, kiedy mnie dotykał. Nigdy nikt, nie wywoływał u mnie takich emocji, nawet Martin, którego wydawało mi się, że darzyłam go silnym uczuciem miłości. - Harry, kocham Cię! - krzyknęłam równo z piorunem. - słyszysz?! KOCHAM. - chłopak nic nie mówił. Patrzył na mnie jak na zjawisko, a ja nagle poczułam jak zrzucam z siebie ogromny ciężar przyznając się przed samą sobą, jak i przed nim, że się zakochałam. - wszystko ok? - zapytałam z troską, a on pokiwał głową.
- Nie Nicole, nie jest ok. Nie kochasz mnie.
- Co? - tym razem to ja spojrzałam na niego jak na idiotę. - kocham. Nie możesz mówić mi co czuję. To nielogiczne.
- Gdybyś mnie kochała... - westchnął i odwrócił głowę w drugą stronę patrząc na jezdnię. Wiedziałam co chciał powiedzieć. Gdybym go kochała nie zdradziłabym go.
- Tak, ale w tamtym momencie, kiedy to robiłam nie myślałam o konsekwencjach, ani nie byłam pewna swoich uczuć. - mówiłam. - dobrze wiesz, że bałam się miłości... zresztą nadal się jej boję, ale teraz kiedy jestem pewna co czuję, nie popełnię tego błędu. Chcę być najlepsza, jedyna, dla Ciebie. Rozumiesz? Chcę Ci dawać szczęście i wszystko na co zasługujesz. Chcę zaryzykować, bo nie potrafię żyć bez Ciebie, Harry... - tłumaczyłam spoglądając w emeraldowe tęczówki chłopaka i czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Ciężkie krople deszczu spadały z gęstych, szarych chmur na jego kasztanowe loki, które z każdą jedną kroplą opadały, ciemna koszulka przylgnęła do idealnie wyrzeźbionego ciała Harry'ego uwydatniając wyraźnie zaznaczone mięśnie. Mój piękny. Zmarszczył czoło i pociągnął nosem.
- Nie chcę żebyś zmokła. Chodźmy do domu. - spokojnym głosem przełamał ciszę panującą między nami i podniósł mnie z zimnego chodnika. Złapałam się mocno jego szyi i pozwoliłam się wnieść na ostatnie piętro, gdzie znajdowało się moje mieszkanie.
*
Burza rozszalała się na dobre. Weszłam do sypialni trzymając dwa kubki gorącej czekolady, jeden odstawiłam na szafkę stojącą obok materaca, po czym usiadłam na nim w obu dłoniach trzymając duży, różowy kubek w serduszka. Upiłam słodki płyn i niepewnie popatrzyłam na chłopaka, który ręcznikiem wycierał swoje kasztanowe włosy. Od momentu, w którym przyszliśmy do domu nie poruszył tematu mojego wyznania, w sumie nie poruszył żadnego tematu i znowu zachowywał się jak zawsze - w obliczu problemu po prostu od niego uciekał udając, że nic się nie stało i ignorował go, a ja naprawdę chciałam z nim porozmawiać i wyjaśnić wszystko, wiedzieć na czym stoję i na czym miałaby opierać się nasza relacja, o ile w ogóle nadal chciałby mieć we mnie... no właśnie, kogo? Ugh, jaki on był trudny.
- Czemu jeszcze nie kupiłaś łóżka? - zapytał siadając obok mnie. Podniósł kubek z czekoladą i wpatrywał się w ścianę na przeciwko. Naprawdę będziemy rozmawiać o tym, że nie mam jeszcze łóżka? - pomyślałam zniesmaczona, ale postanowiłam, że odpowiem.
- Nie wiem. Może po prostu nie chcę? Mam za dużo wspomnień związanych z tym materacem. - zaśmiałam się kątem oka zerkając na chłopaka.
- Yhym. - wzruszył ramionami i zorientowałam się jak zabrzmiała moja wypowiedź. W myślach walnęłam się w głowę.
- To znaczy, no wiesz... pamiętasz jak my... tutaj, ech, nieważne. - machnęłam ręką na swoje żałosne tłumaczenie i nie próbowałam już więcej mówić na ten temat.
- Mogę się o coś zapytać? - odwrócił się w moją stronę przeszywając mnie wzrokiem. Zdenerwowana jego podejrzliwym spojrzeniem przełknęłam ślinę i przygryzłam wargi. Kiwnęłam potakująco głową. - czy Ty coś bierzesz? - moje oczy szerzej się otworzyły słysząc pytanie Harry'ego, a usta ułożyły się w kształcie litery "o".
- Chyba nie wiem o co Ci chodzi. - powiedziałam prawdę i odłożyłam kubek na bok. Na twarzy chłopaka pojawił się dziwny uśmiech.
- Chodź. - wstał z miejsca patrząc na mnie z góry. Zdziwiona zrobiłam to samo co on i podążyłam za nim do dużego pokoju. Skrzywiłam się wiedząc dokąd mnie prowadził. Zapomniałam posprzątać. Nie spodziewałam się żadnych gości, a już na pewno nie Harry'ego. Moje dłonie zaczęły się pocić, a serce szybciej bić. Duża gula uformowała się w moim gardle pod wpływem stresu, gdy wysoki brunet przekroczył próg pokoju stołowego, a moim oczom ukazał się spory bałagan w roli głównej z moją kokainą i innymi używkami zaczynając od pudełek po papierosach, przechodząc przez butelki po alkoholu, kończąc na cięższych używkach. Przyłożyłam dłoń do twarzy pocierając policzek. Spuściłam wzrok na dół jak małe dziecko, które zostało przyłapane na zbiciu ulubionego wazonu mamy.
- I? Co masz mi do powiedzenia? - zapytał surowym tonem. - to Twoje?
- Po części. - jęknęłam wbijając wzrok w swoje stopy.
- Hm... dobrze, że się chociaż przyznajesz, a nie próbujesz wykręcać się głupimi wymówkami. - odparł. - a gdzie Twoja nowa przyjaciółka? Wróci dzisiaj? Nie chciałbym jej zastać dopóki tutaj jestem.
- Alexis? Och, Alexis półtora tygodnia temu wróciła do Nowego Jorku. - odpowiedziałam. Musiała wracać, bo groziło jej zostanie na drugi rok w tej samej klasie, poza tym matka nalegała na jej powrót, bo w domu źle się działo. Martwiłam się o dziewczynę i przez kilka dni od powrotu Lex do Stanów utrzymywałam z nią intensywny kontakt, ale jak zatraciłam się w sobie zaczynając użalać się nad sobą i poświęcając dnie na ćpanie - kontakt zmalał do zera. Teraz czułam się głupio nie wiedząc co słychać u Alexis. - Harry... - zaczęłam łamiącym się głosem i stanęłam niedaleko chłopaka. - czy możemy wrócić do nas? - brunet gwałtownie odwrócił się w moją stronę potrząsając przy tym swoimi wilgotnymi włosami.
- Do nas? - uniósł w górę jedną brew patrząc wyczekująco.
- No w sensie... em, wiesz. - mówiłam bawiąc się nerwowo palcami. - myślisz, że kłamię mówiąc, że Cię kocham? - wydusiłam w końcu z siebie podnosząc wzrok na oniemiałą twarz Harry'ego. Zatrzepotał długimi rzęsami parę razy, po czym przeciągnął dłonią po swoich ciemnych włosach.
- Wiesz, Nicole... - westchnął robiąc krok do przodu w moim kierunku. - muszę wszystko sobie poukładać, przemyśleć. Zresztą nie wiem co mam sądzić o tym. - wskazał ręką na bałagan w pokoju, a raczej na przykuwające uwagę narkotyki. - jak dla mnie tego jest za dużo na jeden wieczór. Nie chcę się znowu angażować i pakować w związek, który nie ma przyszłości. - zabolało. Przygryzłam mocno usta, by zahamować łzy piekące powieki. Spuściłam głowę w dół pozwalając moim włosom opadać wzdłuż ciała. Poczułam jego ciepłe dłonie na swoich odkrytych ramionach, które lekko ściskały moją chłodną skórę. Byliśmy przeciwieństwami. Harry był dobry, to ja robiłam tutaj za tą złą i w rzeczywistości tak było. To ja spowodowałam to całe zamieszanie w jego życiu - gdybym się nie pojawiła nie cierpiałby. Winiłam siebie za ból, który sprawiłam Harry'emu swoimi zdradami i egoistycznym zachowaniem. Wiedziałam, że on nigdy by tak nie postąpił i świadomie nie skrzywdziłby mnie, a ja? Ja byłam bezwzględna, ale szczerze pragnęłam dać Harry'emu szczęście, chociaż spróbować być namiastką dobra dla niego.
- Gdybyś tylko dał mi szansę... - odezwałam się unosząc głowę i wyprostowałam się będąc prawie równa z chłopakiem. - udowodniłabym Ci jak bardzo Cię kocham. Musiałbyś mi tylko zaufać...
- Właśnie. To będzie najtrudniejsze. - powiedział zatapiając głębie swoich zielonych tęczówek w moich oczach. - pójdę już. Dobranoc. - wrócił do sypialni ściągając z suszarki swoje ciuchy, które zapewne wyschły. Stałam na przedpokoju w milczeniu przyglądając się jak zakłada buty, a później bez słowa opuszcza moje mieszkanie. Tym razem zamknął za sobą drzwi, a ja już nie biegłam za nim. Tak jak chciał - dałam mu czas na zastanowienie się czego on teraz chce, bo właśnie on był w tym momencie najważniejszy i dla mnie liczyło się tylko jego szczęście. Gdyby chciał, żebym odeszła - zrobiłabym to bez wahania, jeżeli wiedziałabym, że beze mnie będzie mu lepiej. I tak byłam wdzięczna Harry'emu, że został ze mną przez chwilę i przywrócił mi resztki życia.
- No w sensie... em, wiesz. - mówiłam bawiąc się nerwowo palcami. - myślisz, że kłamię mówiąc, że Cię kocham? - wydusiłam w końcu z siebie podnosząc wzrok na oniemiałą twarz Harry'ego. Zatrzepotał długimi rzęsami parę razy, po czym przeciągnął dłonią po swoich ciemnych włosach.
- Wiesz, Nicole... - westchnął robiąc krok do przodu w moim kierunku. - muszę wszystko sobie poukładać, przemyśleć. Zresztą nie wiem co mam sądzić o tym. - wskazał ręką na bałagan w pokoju, a raczej na przykuwające uwagę narkotyki. - jak dla mnie tego jest za dużo na jeden wieczór. Nie chcę się znowu angażować i pakować w związek, który nie ma przyszłości. - zabolało. Przygryzłam mocno usta, by zahamować łzy piekące powieki. Spuściłam głowę w dół pozwalając moim włosom opadać wzdłuż ciała. Poczułam jego ciepłe dłonie na swoich odkrytych ramionach, które lekko ściskały moją chłodną skórę. Byliśmy przeciwieństwami. Harry był dobry, to ja robiłam tutaj za tą złą i w rzeczywistości tak było. To ja spowodowałam to całe zamieszanie w jego życiu - gdybym się nie pojawiła nie cierpiałby. Winiłam siebie za ból, który sprawiłam Harry'emu swoimi zdradami i egoistycznym zachowaniem. Wiedziałam, że on nigdy by tak nie postąpił i świadomie nie skrzywdziłby mnie, a ja? Ja byłam bezwzględna, ale szczerze pragnęłam dać Harry'emu szczęście, chociaż spróbować być namiastką dobra dla niego.
- Gdybyś tylko dał mi szansę... - odezwałam się unosząc głowę i wyprostowałam się będąc prawie równa z chłopakiem. - udowodniłabym Ci jak bardzo Cię kocham. Musiałbyś mi tylko zaufać...
- Właśnie. To będzie najtrudniejsze. - powiedział zatapiając głębie swoich zielonych tęczówek w moich oczach. - pójdę już. Dobranoc. - wrócił do sypialni ściągając z suszarki swoje ciuchy, które zapewne wyschły. Stałam na przedpokoju w milczeniu przyglądając się jak zakłada buty, a później bez słowa opuszcza moje mieszkanie. Tym razem zamknął za sobą drzwi, a ja już nie biegłam za nim. Tak jak chciał - dałam mu czas na zastanowienie się czego on teraz chce, bo właśnie on był w tym momencie najważniejszy i dla mnie liczyło się tylko jego szczęście. Gdyby chciał, żebym odeszła - zrobiłabym to bez wahania, jeżeli wiedziałabym, że beze mnie będzie mu lepiej. I tak byłam wdzięczna Harry'emu, że został ze mną przez chwilę i przywrócił mi resztki życia.
Nigdy wcześniej nie uderzyłam tak mocno w miłość.
~*~
Hejoooo! ;-) Co tam, misie? Już niedługo koniec szkoły, cieszycie się?! Myślę, że tak. Sorki, że tak późno rozdział, ale właśnie w takich mniej więcej odstępach czasowych będą się pojawiać, bo mam niezły zapieprz. Oczywiście jak tylko będę miała jakąś dłuższą chwilę to będę poświęcać ją pisaniu.
Buźka! ;-*